Ej, pamiętacie jak nonszalancko (i trochę w zasadzie bezmyślnie – powiedzmy sobie to szczerze) obiecałam, że stworzę pełną wersję “Fantazji” z Abecadła? OMG. Powiem Wam, że musiały minąć MIESIĄCE rozmyślań i bujania się na huśtawce pt. “Zrobię! – Nie, nie dam rady – Kurde, zrobię! – Nie, no nie ma opcji…”, żeby namierzyć uciekinierkę Wenę. Biegałam wtedy po ścieżkach Inspiracji i nawoływałam. Opowiem Wam zatem dzisiaj, jak wygląda mój inspiracyjny szlak i – czy pełna wersja “Fantazji” rzeczywiście powstała. 

Jak się reklamuje inspiracja 

Czego słucham? Co oglądam? Co pomaga mi znaleźć inspiracje? Zdziwicie się, ale lubię oglądać… piękne reklamy. Serio. Bywają zupełnie różne, ale dziś pokażę Wam 3 i zacznę – fanfary! – od reklamy pralki! Taaaa-daaaam! Ona mnie wyrywa z dołka twórczego i życiowego. Trochę patetycznie to brzmi, ale zobaczcie sami, to jest przecież magiczna opowieść o podwodnym życiu! Nie można się nie zakochać i… nie zainspirować. Ona ma MEGAKONCEPT! 

Kolejna, najulubieńsza, wszyscy w Pomelody musieli ją obejrzeć, bo kocham miłością wielką i bezgraniczną. Ogólnie uwielbiam reklamy perfum, ale ta jest… no, sami zobaczcie. Całą, pamiętajcie, by obejrzeć caluteńką (tak, wiem, ile trwa!). Ale zastanówcie się, jakie trzeba mieć jaja, żeby w ten sposób reklamować perfumy!

Ostatnia z tej serii jest tak pokopana, że nie napiszę nic więcej, tylko zostawię Wam link i powitam Was po mojej stronie lustra. Czekałam tu na Was, rozgośćcie się!

Drugi regalik: kanały, podcasty, książki

Są takie rzeczy, które są tak bardzo poryte, że otwierają mózg na jakieś niedostępne dotąd światy. Dla mnie takim totalnym umysłowym BUM jest kanał na YT oraz na Instagramie NOWNESS. Musicie to poznać, bo… no musicie. 

A dlaczego i co najbardziej oraz CO JESZCZE, to Wam już powiem w filmiku, bo przecież wszyscy jesteśmy rodzicami i wiadomo, że czasu na lekturę (nawet tego wpisu) mamy jak na lekarstwo. Oglądajcie, ale – zajrzyjcie też w tym wpisie pod film, bo tam Wam powiem, co z tą “Fantazją”!

Fa-fa-fantazja

Wiecie, co jest najlepsze w inspiracjach? To, że działają. Dlatego dziś mogę Wam też powiedzieć, że skomponowałam pełną wersję “Fantazji” i… pojawiła się ona w Pomelody Śpiewniku Polskim cz. 3 – możecie go kupić, włączyć, posłuchać “Fantazji” i pomyśleć sobie, że warto spacerować po szlakach różnorodnych inspiracji, by dogonić Wenę. Takich szalonych, kreatywnych, zaskakujących, nieprzewidywalnych i kolorowych biegów Wam właśnie życzę! 🙂

Powiem Wam wprost, szczerze i bez ściemy: jaram się Jacobem Collierem. Totalnie. Jaram się nim, bo jestem muzykiem. Ba, nie jestem w tym sama (robi się tu wręcz tłoczno!). Dlatego opowiem Wam o tym, dlaczego muzycy jarają się Jacobem Collierem (nie muzycy też się jarają, ale to może w kolejnym wpisie 😉 ) i jak działa na mój mózg. 

Czy Jacob Collier jest przystojny?

He, he, he, nie ma to jak zapytać o oczywistą oczywistość, co? 😉  Jest przystojny, bez dwóch zdań, ale w jaraniu się Jacobem Collierem nie chodzi wyłącznie o to, jak wygląda. Być może jego przystojność jest spowodowana tym, że jest supermózgiem i ekstramuzykiem, multiinstrumentalistą i artystą. Być może to zaburza moje postrzeganie, ale postaram się to odsunąć od siebie i skupić się na rzeczach bardziej technicznych. 

Trochę o tym, jak mi wybuchł mózg 

To było tak: jestem sobie młodą dziewczyną. Na rynek, na YT wjeżdża Jacob ze swoim śpiewaniem harmonicznych rzeczy – takim, że nie mam pojęcia, gdzie tu jest “raz”, jak to jest możliwe, gdzie tu jest harmonia? Tak, że mam ochotę to momentalnie zapisać i zanalizować, a on… sobie to tak po prostu śpiewa. 

Taki, wiecie, trochę nasz Cezik, jeśli chodzi o “technologię”, ale muzycznie i harmonicznie – WOOOOOOOW. Co ciekawe jednak, jego muzyka była dla mnie szalenie trudna i niezjadliwa. Nie słuchałam jej dla przyjemności. Słuchałam jej dla intelektualnego challengu. Mózg mi parował. Teraz odkryłam go na nowo! Dlaczego, jak i co to znaczy z perspektywy bycia kompozytorem w XXI wieku, opowiem Wam w tym odcinku. 

Chodźcie, włączajcie, słuchajcie i… jarajcie się Jacobem Collierem razem ze mną! (anegdotka ze studiów też tam jest, więc pospieszcie się!) 

To co? Jaramy się już razem? 😎

Czy według mnie na YouTube’ie jest masa złej, dramatycznej i szkodliwej muzyki? Tak. Czy ona ma miliony wyświetleń i dociera do szerokiego grona? Niestety tak. Ale czy to oznacza, że na YT nie ma wartościowej muzyki? Na szczęście nie! I dziś podpowiem Wam, która to właśnie ta wartościowa i jak szukać jej podobnych.

Wartościowa, czyli…?

O tym, kiedy muzykę można nazwać wartościową, jak to wytropić, ocenić i rozpoznać pisałam w jednym z moich poprzednich artykułów: Jak odróżnić dobrą muzykę dla dzieci od złej?. Tam Was zatem odsyłam, bo rozłożyłam sprawę na czynniki pierwsze i będziecie mieć pewność, o czym właściwie rozmawiamy.

A jeśli chcecie mieć wartościową muzykę zawsze pod ręką – na płycie, w telefonie czy na pendrivie – śmiało sięgnijcie po produkty Pomelody. Każdy jest dobry, każdy jest wartościowy.

Czas na konkrety!

Zdarza mi się w moich filmach czy wpisach wskazywać na przykłady złej muzyki dziecięcej. Takiej, która nie rozwija, nie pobudza do współodczuwania i współtworzenia. Dlatego dzisiaj zabiorę Was na drugi biegun, czyli tam, gdzie muzyka dla dzieci brzmi tak, jak brzmieć powinna i daje dużo, dużo, duuuuuużo dobrego! Startujemy!

W odcinku opowiem Wam dokładnie, co, jak i dlaczego, a niżej zostawię linki do wszystkich utworów, o których będę mówić. Koniecznie je sprawdźcie!

Obiecana lista:

  1. Dieder Jeunesse

2. Barefoot Books

3. Lullabies from Around the World

4. Pomelody

5. Lutosławski Tuwim. Piosenki nie tylko dla dzieci

6. Teatr CHOREA  „Lulabajki”

Więcej niż dźwięki

Zwróćcie też uwagę, że wszystkie te polecane, wartościowe kawałki, mają również przepiękne, dopracowane i nieoczywiste animacje. To kolejny wyróżnik, za który twórcom należą się wielkie brawa, a jednocześnie – jeszcze jedna szansa, by rozwijać dziecko przez sztukę – tym razem wizualną. Korzystajcie zatem podwójnie!

Chyba na każdy z tych tematów pisałam już całkiem obszernie w różnych wpisach. Ale wiadomo… 😉

Tutaj więc zebrałam 10 najczęściej zadawanych mi pytań na temat umuzykalniania dzieci i odpowiedziałam w takiej pigułce w jakiej tylko umiałam. A kto temat chce rozwinąć niech się czuje zaproszony do poszperania na tym blogu!

1. Czy dziecko potrzebuje muzyki? 

Odwróciłabym lekko to pytanie i sama zadała następujące: czy dziecko potrzebuje języka? Tego chyba nigdy nie poddajemy w wątpliwość, bo jasne jest dla nas, że język pełni funkcję komunikacyjną oraz ekspresyjną. Chcemy, by maluch mógł porozumieć się z innymi i czerpać przyjemność z budowania relacji jaka z tego wypływa. Chcemy również, by dziecko mogło wyrazić siebie: to co czuje, myśli, kim jest. Zapominamy jednak, że z muzyka jest językiem. Powiedziałabym nawet, że jest pierwszym językiem dziecka. Jeszcze na długo zanim wypowie ono pierwsze zdania, komunikuje i wyraża się melodią, rytmem, pulsem, pauzami – tym wszystkim co buduje potem jego język ojczysty, ale zanim przybierze tę formę jest po prostu muzyką. Jest to jeden z najbardziej przekonujących mnie osobiście argumentów: każde dziecko rodzi się z „talentem” muzycznym, choćby po to, by nauczyć się mówić. 

2. Jak muzyka wpływa na rozwój dziecka? 

Obszary wpływu muzyki na rozwój można by wyliczać godzinami. Dotyczą one: stymulowania pamięci, IQ oraz inteligencji emocjonalnej, rozwiązywania problemów, wspomagania nauki przedmiotów ścisłych, języków, umiejętności czytania ze zrozumieniem, rozładowywania napięć, rozwoju umiejętności społecznych. Muzyka wpływa na dziecko w sposób niesamowicie holistyczny, ponieważ oprócz stymulowania mózgu, wyobraźni czy kompetencji społecznych jest nierozerwalnie związana także z rozwojem ruchowym. Muzykowanie – czyli aktywne tworzenie muzyki jest czynnością absolutnie wyjątkową stymulującą obie półkule mózgowe równocześnie. 

dlaczego dziecko w kółko chce słuchać tej samej piosenki?

3. Jak zaszczepić w dziecku miłość do muzyki? 

Znów nieco odwróciłabym perspektywę, bo prawdziwe pytanie to jak tej miłości w dziecku, które przychodzi na świat nie zabić! Miłości do muzyki nie trzeba dziecku wpajać. W okresie sensytywnym na muzykę czyli do ok. 4 roku życia (gdzie najważniejsze jest pierwsze 12 miesięcy!) całe ciało dziecka pragnie muzykować i potrzebuje tego. Ważne jest, by mu to umożliwić, a że dziecko wszystkiego uczy się poprzez naśladowanie swoich autorytetów (którymi w tym okresie są rodzice lub opiekunowie) to jedyne o co należy zadbać to, by maluch miał okazję do obserwowania muzykującego dorosłego, by następnie mógł go naśladować. Dokładnie tak samo jak to się dzieje z nauką chodzenia, mówienia czy jedzenia, bo w swojej istocie muzykowanie jest tak samo naturalną umiejętnością. 

4. Jaka muzyka najlepsza jest na początek, proste piosenki czy klasyka? 

Tutaj warto pomyśleć o muzyce jak o jedzeniu. Wyobraźmy sobie, że jedyna potrawa jaką serwujemy dziecku to hamburger. Hamburger na śniadanie, hamburger na obiad i kolację. Nie jest to zbilansowana dieta, którą rodzic z przekonaniem zastosuje u malucha.
Analogicznie – niestety – większość tzw. „muzyki dziecięcej” skomponowana jest w metrum dwudzielnym ( czyli „um-pa-um-pa”) i tonacji durowej (czyli tej „wesołej do-re-mi-fa-sol-la-si-do”). Większość piosenek, które kategoryzujemy jako „dziecięce”, brzmią po prostu tak samo!
Kiedy tworzyłam Pomelody chodziło mi właśnie o to, by w jednym miejscu znajdował się zbiór piosenek, które sprawią dziecku radość, ale nie będą dziecięce – jeśli pod tą nazwą kryje się to, że wszystko może być tandetne i „na jedno kopyto”. I nie chodzi tu tylko o melodię i rytm. Muzyka Pomelody zrywa z tradycyjnym podejściem do utworów dziecięcych, ale są pisane „jak dla dorosłego”. Albumy zostały zaprojektowane w taki sposób my maksymalnie stymulować rozwój wyobraźni, zmysłów i wrażliwości dziecka poprzez zróżnicowanie tonalne, rytmiczne, stylistyczne oraz szeroką gamę barw, form, instrumentariów. Jednocześnie wiedząc, że dziecko uczy się poprzez naśladowanie swoich autorytetów, muzyka ta jest stworzona w taki sposób, by sprawiała przyjemność w odbiorze również rodzicowi.
Różnorodne doświadczenia muzyczne tworzą więcej połączeń nerwowych w mózgu, kształtują zmysł estetyczny dziecka i zapewniają mu wszystkie „muzyczne składniki odżywcze” do tego, by mogło zdrowo się rozwijać. 

5. Co to znaczy wartościowa muzyka? 

Gdy piosenki są w różnych stylach i aranżacjach, czerpią z wielu kultur muzycznych, naturalnie wnosi to bogactwo w warstwie melodycznej (różnorodność skal i tonacji) rytmicznej (różne metra i rytmy) i instrumentalnej (różnorodne instrumentarium). Przeciwieństwem bogatego muzycznie środowiska będzie więc muzyka, która: zawsze brzmi tak samo, jest uboga brzmieniowo, jest prymitywna w formie, jest tylko wesoła, jest tylko „na dwa” 

A taka niestety otacza nasze dzieci w znakomitej większości. Atakuje maluchy z radia, telewizji, bajek, plastikowych zabawek, YouTuba. Często będąc jeszcze okraszona jakąś fatalną animacją….
Należy więc wybierać muzykę zróżnicowaną, ale warto też pamiętać o tym, że rodzic jest autorytetem dziecka – również muzycznym! A więc to od modeluje zachowania w stosunku do muzyki. Nie chodzi o to, by puszczać dziecku Mozarta, gdy samemu się go nie trawi. Dziecko w mig zdemaskuje tę hipokryzję. 

6. Co jest ważniejsze: słuchanie muzyki czy gra na instrumentach? 

Słuchanie wartościowej muzyki to wspaniała czynność wpływająca na nastrój i stymulująca mózg, ale magia i prawdziwy rozwojowy potencjał zaczyna się wtedy, gdy tworzymy muzykę, a nie tylko biernie jej słuchamy. 

7. Co jeżeli rodzic nie umie śpiewać ani grać na żadnym instrumencie? 

Dziecko talent muzyczny ma w sobie. Choć znacznie bardziej wolę posługiwać się słowem „potencjał”, jako że słowo „talent” już samo w sobie sugeruje, że jest rzadkością i przytrafia się nielicznym. Rodzic właściwie tylko zapewnia odpowiednie warunki do tego by dziecko mogło się swobodnie rozwijać, by chciało śpiewać i tańczyć dlatego, że rodzic pokazał mu, że jest to tak naturalne jak mówienie czy chodzenie. I ostatecznie maluch prędzej nauczy się czysto śpiewać naśladując fałszującego rodzica niż jeśliby w ogóle tego przykładu idącego z góry nie miał. 

8. Czy trzeba chodzić na zajęcia umuzykalniające? 

Zajęcia umuzykalniające to bardzo fajny sposób spędzania z dzieckiem radosnego, wypełnionego muzyką czasu. Ale nie zastąpią one naturalnego rozwoju muzycznego, który odbywa się w relacji dziecko-rodzic cały czas. Dokładnie tak jak maluch musi być zanurzony w języku w sposób ciągły – nie chodzimy przecież raz w tygodniu z niemowlęciem na zajęcia języka polskiego, tak samo muzykowanie musi stać się naturalnym elementem życia. Zajęcia umuzykalniające są więc po to, by dać rodzicowi narzędzia: piosenki, inspiracje, pomysły na muzyczne zabawy, które rodzic będzie stosować w kontekście życia codziennego. Dobre zajęcia umuzykalniające to takie, po których rodzic wyjdzie zachęcony, zainspirowany i wyposażony w gotowe rozwiązanie by ten radosny stan swobodnego muzykowania trwał w domu.

9. Co jeśli dziecko odziedziczyło po rodzicach brak słuchu muzycznego? 

Był taki czas, gdy całą odpowiedzialność zrzucało się na geny, jednak teraz coraz więcej mówi się o ogromnej roli środowiska i wychowania. Porównałabym to do nasionka potencjału muzycznego. Każde dziecko rodzi się z takim nasionkiem – niektóre są malutkie, inne całkiem sporych rozmiarów – i to jest ten element, który rzeczywiście zależy od genów. Ale nasionko zostaje posadzone w ziemi i od tej pory liczy się już tylko bogate środowisko czyli odpowiednia gleba, ilość światła i wody i pewnie wiele innych rzeczy, których nie pamiętam z biologi. Chodzi jednak o to, że nawet bardzo wielkie nasiono przy nieodpowiednim środowisku nie będzie rozwijać swojego pełnego potencjału. A jednocześnie bardzo mały potencjał muzyczny może zostać rozwinięty w kochającego muzykę dorosłego, który czysto śpiewa i rytmicznie się porusza, a przede wszystkim świetnie się przy tym bawi. 

10. Jak nie wychować dziecka na fana disco-polo? 

Wróćmy do analogii do diety. Gdyby dać dziecku wybór prawdopodobnie codziennie chciałoby jeść tylko słodycze czy rzeczone hamburgery. Ale na początku to my decydujemy o tym co jest dla dziecka właściwe. Nie przyprawiamy pierwszych dań, które podajemy maluchowi rozszerzając dietę bowiem chcemy, by jego kubki smakowe „pracowały” rozpoznając i uwrażliwiając się na różne smaki. I tak właśnie się dzieje – maluch przeżywa każdy nowy „odcień smaku”. Jeśli jednak zaczniemy wszystko solić i wzmacniać bardzo szybko okaże się, że właściwie nic niedoprawionego do granic możliwości już mu nie smakuje – ale przyzwyczajony jest do prostego, intensywnego pobudzenia. Niestety dziecięce piosenki typu disco-polo jest dokładnie takim przesolonym posiłkiem, od którego uzależniamy się bardzo szybko, który zaspokaja nas szybko, ale tylko na chwilę i nawet nie orientujemy się kiedy – przytłumia nasze zmysły, a co najgorsze zmysły maluszków, które właśnie są na etapie rozwoju, kształtowania, poszukiwań i odkryć. Kluczem do sukcesu jest więc unikanie „muzycznego fast-food’u”. Nie ma oczywiście co się nadmiernie tematem stresować, ale na pewno warto skupić się na tym, by muzyka jaka otacza dziecko na codzień była po prostu bogata i wartościowa. Wtedy nawet ten muzyczny hamburger raz na jakiś czas nie zaszkodzi. 

Nudna? Trudna? Zbyt na serio? Jakie są Wasze skojarzenia z muzyką poważną? Bo tak naprawdę to muzyka poważna wcale poważna być nie musi.

Nie lubię Was przekonywać, więc proponuję byście wypróbowali sami.
Oto propozycje utworów z literatury muzyki poważnej wraz z pomysłami na aktywności w domu.

1. Poranek – (Peer Gynt) Edward Grieg

To doskonały utwór na początek dnia. Świetnie jest wysłuchać go z dzieckiem po przebudzeniu, powoli dochodząc do siebie i witając się ze światem. To nie tylko dobra okazja do obcowania z wyśmienitą muzyką, ale też sposób na to, by uświadomić sobie, że otrzymaliśmy dar kolejnego dnia, który spędzić możemy z naszym dzieckiem i mamy być za co wdzięczni!
Cała suita doskonale nadaje się do słuchania dla dzieci. Jest niezwykle bogata brzmieniowo i ma bajkowy charakter. Tytuły każdej z części są niezwykle sugestywne, ale starsze dziecko proponuję zachęcić do samodzielnego nadania im tytułów.

(Osobiście bardzo zachęcam do wprowadzenia muzyki do dziennej rutyny np.: słuchanie lub śpiewanie tego samego utworu zawsze podczas karmienia, przed drzemką w ciągu dnia czy po kąpieli)

2. Taniec kurcząt w skorupkach (Obrazki z wystawy) – Modest Musorgski

Tutaj również zachęcam do wysłuchania całego cyklu, który oryginalnie powstał w wersji fortepianowej, ale został następnie zinstrumentowany na orkiestrę symfoniczną. Dla starszych dzieci polecam odszukać w internecie obie wersje i spędzić czas na porównywaniu: najpierw wersji fortepianowej, a następnie orkiestrowej.

Zaś co do samego utworu „Taniec kurcząt w skorupkach” –  polecam, by wykorzystać go w następujący sposób: kiedy chcemy zmotywować dziecko do szybkiego działania np.: sprawnego posprzątania zabawek z dywanu, możemy puścić mu ten utwór, stawiając wyzwanie: „spróbuj zrobić to tak szybko, aby zdążyć przed końcem utworu”. W przypadku młodszych dzieci oczywiście dobrze, gdy my również weźmiemy udział w tym zadaniu.

3. Wełtawa (Moja ojczyzna) – Bedrich Smetana

Wełtawa to najbardziej znane ogniwo cyklu „Moja ojczyzna” tego czeskiego kompozytora. W bardzo ilustracyjnym utworze Smetany orkiestra poprowadzi słuchacza brzegami rzeki: od jej źródeł, aż do stolicy, tworząc wyraziste obrazy przyrody i życia mieszkańców czeskiej krainy.
Opowiedzcie o tym dziecku w formie historyjki, zanim zaprezentujecie mu utwór. Starsze dzieci zachęcie do tego, by podczas słuchania postarały się narysować krainę przez jaką przepływa rzeka.

Fabuła tego utwory wygląda mniej więcej tak:
Rodzący się ze źródełka strumyk, (ilustrują go dwa flety, potem klarnet) przeobraża się w rzekę – przedstawia ją piękny, szeroki temat ilustrujacy Wełtawę. Wysnuty on został przez kompozytora z czeskiej ludowej melodii. Kiedy Wełtawa wpływa do Czeskiego Lasu, słyszymy wesołe dźwięki myśliwskich rogów, które sygnalizują odbywające sie tam polowanie.

Następnie bory ustępują miejsca czeskim rozległym polom, wśród ktorych odbywa sie wesele. Słyszymy wówczas roztańczone i rozśpiewane wesołe melodie. Kiedy zapada noc, w blasku księżyca, docierają do słuchacza szmery fal rzeki. Ilustrują je instrumenty smyczkowe z tłumikami, arpeggia harfy, stłumione akordy rogów. Ponownie pojawia się znany już temat Wełtawy. Gwałtowne rytmy wzburzonej orkiestry odtwarzają znakomicie groźny widok Świętojańskich Wodospadów. Pokonawszy skalne przeszkody, Wełtawa wpływa szeroko i majestatycznie do Pragi. Po raz kolejny pojawia się wówczas temat Wełtawy, w pełni brzmienia już całej orkiestry.

4. Uczeń czarnoksiężnika – Paul Dukas

Uczeń czarnoksiężnika to utwór oparty na balladzie Goethego (pod tym samym tytułem). Historia ma się tak: Uczeń czarnoksiężnika pod nieobecność mistrza pragnie sprawdzić siłę swej mocy. Zaklina miotłę, aby ta nosiła wodę. Kiedy wody jest już wystarczająco, okazuje się, że uczeń zapomniał zaklęcia. W przerażeniu rozłupuje miotłę siekierą, lecz zamiast położyć kres przybywaniu wody, teraz już dwie miotły ją noszą. Dom przed zalaniem ratuje powrót czarnoksiężnika.

Tutaj polecam Wam „ekranizację” tej historii autorstwa Walta Disney’a, z Myszką Miki w roli głównej – pomysł na muzyczną alternatywę dla bajek (jeśli takowe w ogóle dziecku puszczacie). Od czasu do czasu pojawia się na YouTube, a potem niestety znika.

5. Lot trzmiela – Mikołaj Rimski – Korsakow

W przypadku tego „hitu” możliwości jest mnóstwo.
Młodszym dzieciom niesamowitą radość sprawi zabawa potocznie określana jako „samolocik”. Tym razem będzie to jednak oczywiście trzmiel! Unosząc dziecko i poruszając się z nim po całym pokoju możemy wydawać także odgłos „bzzzzz” i robić przystanki przysiadając na meblach.

Dzieci starsze samodzielnie „zamienią się” w latające owady. Możemy wykorzystać tę okazję do wykonania prostego ćwiczenia inhibicyjno – incytacyjnego i od czasu do czasu zatrzymywać muzykę, aby trzmiel mógł przysiąść na kwiatku. Muzyka ta jest niezwykle pobudzająca, dajmy więc dziecku nieco poszaleć!

6. Karnawał zwierząt – Camille Saint-Saëns

Na początek doskonała animacja, która wprowadzi Was w świat Karnawału zwierząt Saint-Saënsa jeśli go jeszcze nie znacie:

Jest to po prostu kolejny wyśmienity cykl:
Wstęp i marsz królewski lwa
Kury i koguty
Kułany (osły azjatyckie)
Żółwie
Słoń
Kangury
Akwarium
Osobistości z długimi uszami
Kukułka w głębi lasu
Ptaszarnia
Pianiści
Skamieliny
Łabędź
Finał
Każdy z utworów to niewyczerpane źródło inspiracji do zabaw w różne zwierzątka. Ja jednak gorąco polecam, by dać dziecku okazję do samodzielnego odgadnięcia jakie zwierzę przedstawiają poszczególne części. Można także w przypadku, gdy taki odpowiednik istnieje (słoń, ptaki, kangur), zestawić muzykę z wierszami Jana Brzechwy. Naprowadzajmy dziecko, dając mu różne podpowiedzi, ale sprawmy, by samo odgadło jakie zwierzę „kryje się” w utworze. W przypadku młodszych dzieci, puszczając utwór opowiadajmy bajki o zwierzątku, próbując zobrazować charakterystykę zwierzęcia np.: udając ciężki chód (- Słoń) lub wydając odgłosy „kokoko, kukuryku” (- Kury i koguty)

7. Walc kwiatów (Dziadek do orzechów) – Piotr Czajkowski

Wystarczy ten utwór, mamina apaszka, czy wstążka zawiązana na patyczku i prywatne, domowe przedstawienia gwarantowane.

W naszym domu nie ma i nie będzie telewizora. Jestem zdecydowaną zwolenniczką posiadania całkowitej kontroli nad tym, co prezentuję swojemu dziecku, nie tylko jeśli chodzi o sferę audio, ale także w obszarze wizualnym. Jedną z alternatyw dla bajek mogą być przedstawienia teatralne i baletowe. Balet Dziadek do orzechów to świetna propozycja na wprowadzenie dziecka w świat teatru.
Spróbujcie!
Całość świetnego przedstawienia baletowego.

Dajcie znać jeśli jakiś pomysł wykorzystacie!
Do następnego!

Jak odróżnić dobrą muzykę dziecięcą od złej?

Często mówię Wam, jak ważne jest budowanie bogatego środowiska muzycznego dla naszych dzieci. Ale co to właściwie znaczy? Która muzyka jest wartościowa? Jak ją znaleźć, rozpoznać i docenić? Jak nie karmić dziecka muzycznym fast-foodem? Na te pytania odpowiem właśnie dziś. Klaszczę też jak u Sami Wiecie Kogo i rozprawiam się z krasnoludkami. Chodźcie!

Wartościowa muzyka dla dzieci 

Wyjaśnijmy sobie na starcie, czym właściwie jest wartościowa muzyka. Co ją charakteryzuje? Tego szukajcie w utworach, nad którymi się zastanawiacie: 

  • różnorodność barw (różnorodne instrumentarium)
  • różnorodność stylistyczna (każdy ze stylów muzycznych to jak inny gatunek książki, rządzi się innymi prawami, a więc wnosi inną wartość)
  • różne tonacje i skale (istnieje dużo więcej sposobów organizacji dźwięków niż tylko gama wesoła i smutna!)
  • różne metra – metrum dotyczy organizacji rytmicznej (zauważcie, że króluje metrum „na dwa” (dwie czwarte) – czyli cały pop, discopolo, regge, hip-hop, drum and base itd)

Jeśli nie jesteście z tych namiętnie szukających i buszujących w jutubach, a szukacie dużej dawki dobrej, wartościowej muzyki dla dzieci, wybierzcie w ciemno Śpiewniki Pomelody. I nowiutki smaczek – Książeczkę do śpiewania – też mocno polecam. Sami się z nią rozwiniecie, gwarantuję! 

A jak ta wartościowa muzyka wygląda w praktyce? 

Opowiem Wam w filmie, bo do opowiedzenia jest naprawdę dużo. Dodatkowo, pokażę Wam różnice na doskonale znanych krasnoludkach. Więc jeśli w głowie macie najpopularniejsze “My jesteśmy krasnoludki” z YouTube’a to śmiało – zmienię Wasze życie. Ale to nie koniec, to nie jedyny film, który chcę Wam dziś pokazać, więc nie kończymy spotkania tu!

Muzyka Disneya – warto czy nie? 

Często pytacie, co myślę o Disneyu. No Wam powiem. Pokażę też, że Disney niejedno ma imię i być może odkryję przed Wami Disneya, którego jeszcze nie znacie. Szaleństwo, co? Zapraszam serdecznie. Tak, będę też mówić o “Let it go”. I jeszcze pokażę Wam Adama wykonującego wraz z orkiestą ścieżkę dźwiękową do “Jak wytresować smoka”! 

To co? Jaką wartościową muzykę puścisz dziś swojemu dziecku? 🙂

Pierwsze pytanie, które nasuwa się na myśl po przeczytaniu tytułu, to czy się w ogóle da? Przecież osobowość to coś, na co się pracuje całe życie! Połączenie temperamentu, cech charakteru i środowiska, w którym się wychowujemy… Jaki właściwie my, rodzice, mamy na to wpływ?

Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby stwierdzić, że jednak coś możemy zrobić. W końcu dom rodzinny to podstawowe środowisko dziecka, w którym się rozwija. Dorasta. To my budujemy wspólnie ten dom. Ustalamy nasze priorytety, potem panujące zasady i wszystko opieramy na naszej miłości. Ale jak to w życiu bywa, wychodzi nam raz lepiej, raz gorzej. Ale do rzeczy!

Czym jest Wielka Piątka?

To jedna z kluczowych teorii osobowości autorstwa m.in. Paula Costy oraz Roberta McCrae, która wskazuje 5 czynników, które budują naszą osobowość. Postaram się omówić każdy z czynników i jednocześnie zaproponować kilka pomysłów na muzyczne wspieranie każdej z tych cech, by zapewnić naszym dzieciom dobry start w  dorosłe życie.

1. Neurotyczność 

Samo słowo od razu włącza alert w naszej głowie. Nic dziwnego, bo raczej nikt z nas nie chciałby, by taką cechą określano nasze dziecko. Jednak przy osobowości chodzi o POZIOM neurotyzmu. Pożądany jest oczywiście niski poziom, który oznacza dokładnie tyle, co zrównoważenie emocjonalne i całkiem niezłe radzenie sobie z trudnymi emocjami, o które nie trudno w życiu, a także brak lęków.

Co muzycznie możemy zrobić, by strzałka na skali tej cechy pozostała daleko w dole?

Tak naprawdę zaczynamy od okresu prenatalnego. Unikamy hałasów, stresów, przeciążenia – absolutnie wszystkiego, co wpłynęłoby negatywnie na nasze dziecko. Zobaczcie, jest to dla nas całkiem jasne, że samopoczucie matki, warunki w jakich przebywa, jej akceptacja macierzyństwa – to wszystko odbija się w tym maleńkim człowieczku, który lada moment ma się pojawić na świecie.

Kiedy już się pojawi, to naszym zadaniem jest zapewnienie środowiska bez „zanieczyszczenia dźwiękowego”, by zapewnić spokój i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego unikamy hałasów na tyle ile to tylko możliwe i wprowadzamy nasze rytuały, jak śpiewanie kołysanek (chyba nie ma nic bardziej magicznego dla noworodka niż śpiewający rodzice!). Warto również wspólnie słuchać ulubionej muzyki i tym sposobem wprowadzać chwilę relaksu.

A kiedy mamy już większego smyka?

Kiedy nasze dziecko zaczyna przejawiać pierwsze zainteresowanie muzyką, podryguje, podśpiewuje, mówi do nas śpiewając, zaczyna eksperymentować z dźwiękiem wyjmując garnki i grając łyżką – powinniśmy w pełni to akceptować. Mam na myśli to, że nie powinny padać z naszych ust stwierdzenia: „ No tańczyć, to ty nie umiesz”, „ Zrób to w rytmie” (częsty problem rodziców muzyków), czy „Mów do mnie normalnie. Nie wygłupiaj się”. Dla rodziców bywa to mocno męczące (wiem coś o tym choć wygląda na to, że etap perkusji z garnków mamy już za sobą), ale muzyka zbliża i pomaga budować trwałe relacje. Warto więc poświęcić trochę świętego spokoju i ciszy w ciągu dnia. Trochę 😉

2. Ekstrawersja

Tego pojęcia raczej nie trzeba tłumaczyć. Nie od dziś wiemy, że chodzą między nami ekstrawertycy, których nie sposób nie zauważyć i introwertycy, którzy nawet jak już się między ludźmi kręcą, to mniej chętnie. Ta cecha odnosi się do jakości i ilości interakcji społecznych oraz poziomu aktywności, energii, a także zdolności do doświadczania pozytywnych emocji. W dużej części zależy od temperamentu – to prawda.

ALE! Ale dzieci akceptowane i od urodzenia mające „przyzwolenie” na okazywanie emocji są po prostu śmielsze i chętniej wchodzą w nowe relacje. I znowu – aktywność muzyczna jest doskonałym narzędziem, by ten proces wpierać: wspólnie śpiewajmy, tańczmy, inspirujmy się dźwiękami (poprzez aktywności takie jak: malowanie do muzyki, wymyślanie tytułów, opowiadanie bajek do muzyki np. „Piotruś i Wilk” Prokofiewa, „Dziadek do orzechów” Czajkowskiego, czy wspaniałe Bajki – grajki z naszego dzieciństwa), bawmy się w tworzenie własnych instrumentów z rzeczy dawno nam niepotrzebnych… Pamiętajmy, że kreatywność to bardzo ważna cecha. Nie łudźmy się, że szkoła dba o nią dostatecznie. Wszystko w naszych rękach! Ogranicza nas często jedynie nasza chęć i wyobraźnia.

3. Otwartość na doświadczenia

Super ważna cecha, wskazującą na tendencję do pozytywnego wartościowania doświadczeń życiowych, tolerancję na nowość i ciekawość poznawczą. Umiejętność dokonywania zmian świadczy o naszym rozwoju. Rozwój = zmiana. Jeśli nasze dziecko przez negatywne doświadczenia zamknie się na zmiany, to stanie w miejscu. Pewnie nie będzie to najszczęśliwszy czas w jego życiu, więc warto wprowadzać profilaktykę! I znów apeluję do Waszej kreatywności. Wiecie co skutecznie otwiera na nowe doświadczenia zarówno dzieci jak i rodziców? Wspólne muzykowanie! Nie tylko w święta.   

Kilka słów o śpiewie. 

Nic innego nie ma takiej wartości terapeutycznej ani profilaktycznej jak śpiew właśnie. Dlaczego?

Dlatego, że kiedy śpiewamy, w naszym organizmie zachodzi szereg zmian na lepsze. Nie da się śpiewać, mając napięte mięśnie. Śpiewamy → rozluźniamy mięśnie → do mózgu idzie informacja, że jest dobrze i bezpiecznie. Pogłębiamy oddech, zwężają się nasze źrenice i wytwarzają hormony szczęścia. Ba! Nie jest możliwym, by jednocześnie śpiewać i trwać w gniewie i negatywnym stresie (trema to już co innego, bo z reguły jest to „stres pozytywny”). Z resztą czy nie pamiętamy przecież ostatecznie, że „piosenka jest dobra na wszystko kochani!?”

4. Ugodowość 

Przez ugodowość rozumiemy umiejętność wchodzenia w dialog, zdolność empatii i ogólnie pokojowe nastawienie do ludzi. Czy zależy nam na tym? Oczywiście! Przecież bez tego ani rusz w dorosłym życiu. A jak stymulować rozwój tego aspektu w sposób przyjemny i skuteczny?

Jak już się domyślacie, wspólna gra na instrumentach uczy umiejętności współpracy. Ale mamy jeszcze wachlarz innych możliwości!

Zwłaszcza, że w wieku przedszkolnym, gdy pojawiają się pierwsze problemy w temacie kompromisów. Tu warto poćwiczyć z dzieckiem coś takiego, jak dialog muzyczny. Jeśli znamy źródło sytuacji trudnej dla dziecka (dzień w nowym przedszkolu, relacja z kolegą, wyjazd), to możemy to w prosty sposób przepracować wykorzystując instrumenty lub układając piosenkę o emocjach. Dialog to przede wszystkim odgrywanie ról, gdzie rodzic w bezpiecznej sytuacji pokazuje dziecku jak może się zachować, pyta o emocje i radzi. Natomiast dziecko może bez strachu i stresu przećwiczyć różne zachowania i przewidzieć skutki.

A starsze dzieci? Chóry, zespoły, schole, zajęcia muzyczne w grupach, tańce – w łatwy i przyjemny sposób uczą współpracy i nastawienia na wspólny cel.

5. Sumienność 

To stopień zorganizowania, wytrwałości i motywacji osoby. Praktycznie każde działanie muzyczne wspiera tę cechę. Nawet nauczenie się i zaśpiewanie nowej piosenki w całości, czy sprzątanie instrumentów po wspólnej grze to już pewien trening wytrwałości. Oczywiście, należy to dopasować do wieku. Jeśli wasze dziecko zacznie chodzić do szkoły muzycznej – to bez tej cechy ani rusz i każdy, kto przez to przechodził wie, że bez planu i zorganizowania to niemal niemożliwe. A jeśli nie? Pamiętajcie, że to rodzic jest autorytetem dla swojego dziecka i przykład własny to podstawa. Bo co w momencie, gdy dziecko chce się nauczyć tańczyć, śpiewać lub grać na instrumencie, a rodzic tylko udaje, że to akceptuje? Zamyka dziecku drzwi przy ćwiczeniu, nie pyta o wrażenia, nie chodzi na występy, kibicuje? Udawanie przed własnymi dziećmi po prostu nie przechodzi (nie tylko w tym przypadku). One mają wbudowany wykrywacz kłamstw. A każde oszukanie dziecka to utrata zaufania i krok od rodzica.

Podsumowując: akceptuj, inspiruj, działaj razem z dzieckiem!

Nie musisz wiedzieć praktycznie nic o teorii czy psychologii muzyki, której dotyczy ten post, by wykorzystać kilka pomysłów na wspieranie rozwoju swojego dziecka. Warto też spojrzeć z szerszej perspektywy. Jeśli od okresu niemowlęctwa zapewniasz swojemu dziecku poczucie bezpieczeństwa, akceptację, stałą motywację (lecz nigdy wyręczanie), wspólny czas na zabawę i wiarę, że może zdobywać góry, a rodzice będą stali za nim murem, to w okresie dojrzewania będzie miało solidne podstawy zaufania i relacji z rodzicami. A wszyscy wiemy, że wtedy w głowie dzieją się takie rzeczy, których nawet ten młody człowiek nie rozumie. Jest za to spora szansa, że wykorzysta te predyspozycje muzyczne przekazane w dzieciństwie i będzie odnajdywał część swojej tożsamości w muzyce: jej słuchaniu, tworzeniu. A to chyba całkiem dobra opcja na bezpieczne przejście przez „okres buntu”.

Autorką tekstu jest Jagoda Rusowicz – mama Mikołaja, muzykoterapeutka, instruktor rytmiki, licencjonowana nauczycielka zagranicznych programów muzycznych. Od 4 lat prowadzi z warsztaty z muzykoterapii (pracując zarówno z dziećmi jak i dorosłymi), zajęcia rodzinnego muzykowania POMELO oraz KIWI dla rodzin z dziećmi o specjalnych potrzebach.

Bez zbędnego wstępu przedstawiam Wam 6 zabaw umuzykalniających, które doskonale nadają się do wykorzystania w domu (ale nie tylko) zarówno ze starszymi dziećmi jak i maluszkami. Esencja domowej edukacji muzycznej.

1. Dźwiękowa ciuciu-babka

potrzebne będą:
  • chustka do zawiązania oczu
  • dowolny instrument perkusyjny
Doskonała zabawa jeśli dziecko samodzielnie już chodzi i nie będzie protestowało na pomysł zasłonięcia mu oczu. Dobrze jest bawić się na otwartej przestrzeni: na zewnątrz lub w dużym pokoju. To doskonała zabawa kiedy chcemy umilić sobie czas podczas spaceru!
Zawiążmy dziecku oczy i weźmy do ręki instrument. Powoli przemieszczajmy się tak, by prowadzić dziecko dźwiękiem po nieznanej mu trasie.
W przypadku starszych dzieci, możemy zbudować tor przeszkód i bawić się w jak najszybsze dotarcie do mety.
Jeśli dziecko jest jeszcze bardzo małe i nie chodzi samodzielnie, wystarczy, że będziemy przemieszać się w okół niego, grając w sposób ciągły i pozwalając mu słuchać i obserwować przemieszczający się dźwięk.

2. Echo

potrzebne będą:
  • instrument np. bębenek lub po prostu ręce gotowe do klaskania i głos rodzica chętnego do wydawania różnego rodzaju dźwięków
Nic prostszego i bardziej „odżywczego” zarazem. Podajemy dziecku rytm, a ono stara się go powtórzyć własnym ciałem we wskazany przez nas sposób np.: Tłumaczymy dziecku, żeby wysłuchało rytmu i spróbowało powtórzyć go krokami, następnie wyklaskujemy lub wystukujemy trzy uderzenia (długie i dwa krótkie) na bębenku (zobacz: jak zrobić bębenek w domu) i zachęcamy dziecko do wykonania jednego długiego i dwóch malutkich kroczków. Zabawę możemy modyfikować zmieniając sposób podania rytmu (wystukiwaniem sztućcami w kuchni, rytmicznym odbijaniem piłki, tupaniem, pstrykaniem itd.) oraz sposoby jakimi dziecko ma je powtórzyć (skokami, klaskaniem, uderzaniem o podłogę, klepaniem brzuszka, graniem na instrumencie perkusyjnym, wybijaniem rytmu na stole itd.)
*Pamiętajmy, że takie wyabstrahowane struktury rytmiczne to jakby muzyczne białko, z którego potem zbudowane są utwory. Wyciągając przed nawias sam rytm, pozwalamy dziecku skupić uwagę jedynie na nim i zrozumieć, że to takie klocki, z których budujemy skomplikowane rytmy we wszelkiego rodzaju piosenkach i utworach muzycznych.

3. Taniec z balonem

potrzebne będą:
  • balon
  • odtwarzacz muzyki
Jakoś tak to już w życiu z dzieckiem bywa, że od czasu do czasu w domu pojawi się jakiś balon. To dobra okazja, by się pobawić muzycznie!
Wersja dla starszych dzieci: puszczamy dowolną muzykę i tańczymy z balonem poprzez podbijanie go różnymi częściami ciała, zadaniem rodzica jest wymyślać najróżniejsze sposoby (łokieć, głowa, kolano, nos, palec, brzuch itd.). To bardzo ważne by rodzic również brał udział w tańcu z balonem! Od czasu do czasu dyskretnie wyłączamy muzykę, zatrzymując się wtedy i stojąc przez chwilę nieruchomo. Po chwili znów włączamy muzykę i wracamy do tańca.
W wersji dla dzieci młodszych: tańczymy z balonem dowolnie.

* Jest to prosta forma ćwiczenia inhibicyjno-incytacyjnego czyli hamującego i pobudzającego ruch.

4. Zagadkowe puszki dźwiękowe

potrzebne będą:
  • puste puszki
  • piasek, woda, kamyki, guziki, spinacze itp.
Nie wyrzucajmy puszek, odłóżmy je, a któregoś deszczowego dnia napełnijmy każdą z nich tym co przyjdzie nam do głowy, dbając o to, by dźwięk był na tyle charakterystyczny, żeby dało się odgadnąć, co jest w środku. W przypadku starszych dzieci zabawa będzie polegała właśnie na tym, by odgadnąć, czym zostały napełnione, natomiast dla młodszych dzieci wystarczająco ciekawe okażą się same, różnorodne odgłosy, jakie będą wydawać puszki.
* Teraz wystarczy tylko odpowiednio zabezpieczyć i ozdobić puszki i instrumenty perkusyjne o różnej wysokości dźwięku gotowe

5. Muzyczne SPA

potrzebne będą:
  • odtwarzacz muzyki

To zabawa wymagająca najmniej rekwizytów i przygotowań, a najlepsza jeśli chodzi o budowanie bliskości między rodzicem i dzieckiem. Chodzi po prostu o to by zafundować dziecku relaksujący masaż w takt muzyki poważnej. Masujmy dziecku plecki starając się oddać „emocje” zawarte w muzyce, przyspieszajmy i zwiększajmy nacisk gdy muzyka nabiera dramatyzmu, gładźmy delikatnie gdy uspokaja się, wystukujmy opuszkami palców rytm, rysujmy kierunek linii melodycznej itd. Muzyka może być dowolnie przez Was wybrana, ale najlepiej sprawdzi się ta z okresu romantyzmu, ze względu na częste zmiany nastroju i dużą emocjonalność.

6. Drzewo

potrzebne będzie:

  • nagranie muzyczne, jakiekolwiek, choć najlepiej sprawdzi się muzyka barokowa o stałej dynamice i umiarkowanym tempie, do tej zabawy idealnie nada się Kanon Pachelbela
Porozmawiaj z dzieckiem o tym jak rośnie drzewo. Zamieńcie się w nasionko – w tym czasie puść muzykę bardzo cicho. W miarę jak będziesz zwiększać głośność muzyki zachęć dziecko do powolnego podnoszenia się i wyciągania rąk niczym rosnące gałęzie drzewa. Proces ten powtórz kilka razy zmieniając tempo zwiększania głośności.
Która z zabaw sprawdziła się u Was?
jesteś artystą - odkryj to w sobie

Hej, Ty! Tak, Ty. Jesteś artystą, serio. I udowodnię Ci to dzisiaj na 3 różne sposoby. Z płótnem z Pepco i akrylami z Biedry. Nie broń się, nie marudź, nie mów, że nie masz czasu, materiałów czy (o zgrozo!) kreatywności. Wszystko masz. A ja pokażę Ci, jak tego używać! 

Sztuka Cię szuka

Wierzę, że nie każdy ma akurat wolną ścianę, by zrobić sobie kosmos. Powaga, wierzę. Co prawda, jeśli jesteś w gronie szczęśliwców i masz ściany czy sufity do kosmicznych wojaży, to mega-turbo-hiper-fajnie! Koniecznie zajrzyj do mojego wpisu “Namaluj sobie kosmos!” po dokładne instrukcje. 

Jeśli jesteś ze mną dłużej, to zapewne widziałeś już także moje Pomysły na malowanie z maluchami (Nie widziałeś? Klikaj i nadrabiaj, warto!). Ale wychowanie przez sztukę nie jest tylko dla dzieci – owszem, jest przede wszystkim dla nich, ale głęboko wierzę, że każdy dorosły nosi w sobie artystę i czasem trzeba go tylko dopuścić do głosu. Mówicie mi o tym zresztą sami, bo… kupujecie moją książkę “Rok wychowania przez sztukę”, nie mając dzieci. To absolutnie wspaniałe! 

Metody, o których dzisiaj opowiem, znajdziecie też w mojej książce. Tak, nadają się zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Tak, w książce jest ich więcej. Tak, cała książka to kopalnia kreatywnych pomysłów, dzięki którym powiecie: “O kurde, jednak potrafię!”. Udowadniam, że łatwo oswoić sztukę i mieć z niej TYYYYYLE radości.

Kroplą farby namaluję… 

Są 3 drogi do tego, by odkryć w sobie artystę: 1. Próbować. 2. Próbować. 3. Próbować. Niezależnie od tego, którą z tych dróg wybierzesz, na pewno odnajdziesz cel! 😉 Dorzucę Ci zatem tylko krótką ściągę z rzeczami, które przydadzą nam się tym razem:

  • podobrazie – płótno, białe, zwykłe, takie z serii “3 sztuki za 30 zł”, mam 3 różne rozmiary, bo… akurat takie mam. Każde inne będą równie dobre. 
  • pędzel – jeden czy trzy, duży czy mniejszy, płaski czy puchaty – jaki chcesz. U mnie dodatkowo gąbeczka, daje ciekawy efekt.
  • farby akrylowe – najzwyklejsze z Biedry nadają się świetnie, serio. Mogą być też inne, bardziej “profesjonalne”, ale nie chcę słyszeć wymówek, że nie malujesz, bo nie masz czym! 
  • taśma malarska – moim zdaniem, powinna być w każdym polskim domu (jak kosz na śmieci pod zlewem ;)) 
  • taśma washi – brzmi egzotycznie, co? A to taka mniejsza taśma malarska z papieru, tylko ładniejsza.
  • suszarka – nie, nie żartuję!
  • ściągaczka do szyb – to chyba mój ulubiony przyrząd malarski! Za chwilę będziesz mieć tak samo, więc… 

… lecimy! 

Nie tylko na małym formacie

Uwielbiam abstrakcję. Uwielbiam tak bardzo, że czasem nie mogę się oprzeć i przenoszę ją na wielki format. Efekt zawsze jest dla mnie zaskoczeniem. Wiem też, że tego samego nie uzyskam 2 razy, ale… niezmiennie namawiam i głoszę, że warto! Zresztą, popatrzcie sami. W naszym domu niektóre ściany wyglądają tak i jestem z nich megadumna!

I tak:

To co dzisiaj zmalujemy? 😉 

dlaczego dziecko w kółko chce słuchać tej samej piosenki?

Jako rodzic lub opiekun na pewno zauważyłeś, że jest takie zdanie, które wielokrotnie wychodzi z ust maluszka: „jeszcze raz!” (lub jak w przypadku moich dwujęzycznych maluchów: „again!”) 

Jak to wygląda w praktyce…

Kiedy zostałam mamą uświadomiłam sobie, że moje życie sprowadziło się do codziennego powtarzania tych samych czynności, ale to nie wszystko! W ramach tych czynności wykonuję codziennie kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt powtórzeń! Ta sama książeczka, ten sam wierszyk, opowiadana historyjka – „again” and „again”. Jedziemy samochodem – codziennie ta sama piosenka i to jeszcze „sto razy” pod rząd. To ja się staram, żeby zapewnić dziecku bogate środowisko, różnorodność, a ten się uparł i tylko ta jedna piosenka mu w głowie?! 😉

Co ciekawe, równolegle pracując z dziećmi w różnych placówkach i podczas zajęć rodzinnego muzykowania, które prowadziłam (a teraz możecie do nich dołączyć np. w ramach kursów online Pomelody), tak samo można by było odnieść wrażenie, że śpiewamy tę samą piosenkę raz za razem. I jest to właściwe wrażenie – bo tak naprawdę zachęcam do tego!

Dlaczego? Bo dzieci uczą się poprzez powtarzanie.

O powtórzeniach słów kilka

W mózgu dziecka tworzone są nowe połączenia neuronowe za każdym razem, gdy jest ono wystawione na nowe doświadczenia. Wiemy to, dlatego instynktownie z premedytacją wystawiamy nasze maluchy na coraz to nowe przeżycia sensoryczne czy treści. Ale to właśnie powtórzenie sprawia, że ​​połączenia te utrwalają się – a proces ten nazywamy uczeniem się. Powtarzanie zapewnia również pełniejsze zrozumienie pojęć. Polecam tu fajny, krótki artykuł o tym jak czytanie dziecku w kółko tej samej książki przekłada się na rozwój jego umiejętności rozumienia.

Jednym słowem powtórzenia są dobre dla przyswajania i rozwoju. Ale jest w tym jeszcze coś.

Komfort powtarzania

Powtarzanie daje poczucie komfortu. Pomaga dziecku czuć się bezpiecznie, a to jest kluczowe dla odkrywania i uczenia się nowych rzeczy. Uczucie bezpieczeństwa, komfortu i bycia w coś zaangażowanym – są składnikami najlepszego środowiska do rozwoju. Kiedy dziecko (ale i dorosły!) czuje się w ten sposób, daje mu to możliwość tworzenia i improwizowania – po prostu dobrej zabawy.

Świadomość potrzeby powtórzeń prowadzi do tworzenia rytuałów, które są również ważne i wspierają proces uczenia się. Widziałam to doskonale na moich dzieciach: zasypiało mi się znacznie lepiej wtedy gdy „odprawiliśmy” wszystkie wieczorne rytuały (kąpiel, książeczka, kołysanka, buziaki), były spokojniejsze, gdy dni wyglądały podobnie. Ale dostrzegałam to także podczas prowadzonych zajęć, dlatego zawsze był czas na piosenkę powitalną, rytualny czas kołysania, tańca lub wspólną grę na instrumentach, a na koniec piosenkę pożegnalną. 

Powtarzanie jest dobre dla dziecka, to pewne. I uważam za niesamowite to, że dzieci instynktownie się o powtórzenia dopraszają, wiedząc, co jest dla nich najlepsze. Tak więc, gdy następnym razem dziecko poprosi Cię o tę samą zabawę lub zaśpiewanie „tej” piosenki po raz „setny”, po prostu weź głęboki oddech i zrób to.

Niech moc i cierpliwość będą z Tobą 🙂