jesteś artystą - odkryj to w sobie

Hej, Ty! Tak, Ty. Jesteś artystą, serio. I udowodnię Ci to dzisiaj na 3 różne sposoby. Z płótnem z Pepco i akrylami z Biedry. Nie broń się, nie marudź, nie mów, że nie masz czasu, materiałów czy (o zgrozo!) kreatywności. Wszystko masz. A ja pokażę Ci, jak tego używać! 

Sztuka Cię szuka

Wierzę, że nie każdy ma akurat wolną ścianę, by zrobić sobie kosmos. Powaga, wierzę. Co prawda, jeśli jesteś w gronie szczęśliwców i masz ściany czy sufity do kosmicznych wojaży, to mega-turbo-hiper-fajnie! Koniecznie zajrzyj do mojego wpisu “Namaluj sobie kosmos!” po dokładne instrukcje. 

Jeśli jesteś ze mną dłużej, to zapewne widziałeś już także moje Pomysły na malowanie z maluchami (Nie widziałeś? Klikaj i nadrabiaj, warto!). Ale wychowanie przez sztukę nie jest tylko dla dzieci – owszem, jest przede wszystkim dla nich, ale głęboko wierzę, że każdy dorosły nosi w sobie artystę i czasem trzeba go tylko dopuścić do głosu. Mówicie mi o tym zresztą sami, bo… kupujecie moją książkę “Rok wychowania przez sztukę”, nie mając dzieci. To absolutnie wspaniałe! 

Metody, o których dzisiaj opowiem, znajdziecie też w mojej książce. Tak, nadają się zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Tak, w książce jest ich więcej. Tak, cała książka to kopalnia kreatywnych pomysłów, dzięki którym powiecie: “O kurde, jednak potrafię!”. Udowadniam, że łatwo oswoić sztukę i mieć z niej TYYYYYLE radości.

Kroplą farby namaluję… 

Są 3 drogi do tego, by odkryć w sobie artystę: 1. Próbować. 2. Próbować. 3. Próbować. Niezależnie od tego, którą z tych dróg wybierzesz, na pewno odnajdziesz cel! 😉 Dorzucę Ci zatem tylko krótką ściągę z rzeczami, które przydadzą nam się tym razem:

  • podobrazie – płótno, białe, zwykłe, takie z serii “3 sztuki za 30 zł”, mam 3 różne rozmiary, bo… akurat takie mam. Każde inne będą równie dobre. 
  • pędzel – jeden czy trzy, duży czy mniejszy, płaski czy puchaty – jaki chcesz. U mnie dodatkowo gąbeczka, daje ciekawy efekt.
  • farby akrylowe – najzwyklejsze z Biedry nadają się świetnie, serio. Mogą być też inne, bardziej “profesjonalne”, ale nie chcę słyszeć wymówek, że nie malujesz, bo nie masz czym! 
  • taśma malarska – moim zdaniem, powinna być w każdym polskim domu (jak kosz na śmieci pod zlewem ;)) 
  • taśma washi – brzmi egzotycznie, co? A to taka mniejsza taśma malarska z papieru, tylko ładniejsza.
  • suszarka – nie, nie żartuję!
  • ściągaczka do szyb – to chyba mój ulubiony przyrząd malarski! Za chwilę będziesz mieć tak samo, więc… 

… lecimy! 

Nie tylko na małym formacie

Uwielbiam abstrakcję. Uwielbiam tak bardzo, że czasem nie mogę się oprzeć i przenoszę ją na wielki format. Efekt zawsze jest dla mnie zaskoczeniem. Wiem też, że tego samego nie uzyskam 2 razy, ale… niezmiennie namawiam i głoszę, że warto! Zresztą, popatrzcie sami. W naszym domu niektóre ściany wyglądają tak i jestem z nich megadumna!

I tak:

To co dzisiaj zmalujemy? 😉 

Dziś będzie kosmicznie! Absolutnie nie z tego świata. Nie dość, że nie będzie o muzyce, to jeszcze się ubrudzę (i to solidnie, naprawdę solidnie!). Wiem, wiem, też macie na to ochotę, więc… zróbmy sobie KOSMOS! I to dosłownie. Zapraszam do mojego kosmodromu.

Po co mi ten kosmos? 

Jeśli ktoś z Was zadaje sobie takie pytanie, to… chyba nie czytał jeszcze mojej książki “Wychowanie przez sztukę”. Pomijając już ten najbardziej oczywisty z oczywistych faktów, czyli: kosmos jest super, to heloł – kto by się nie chciał budzić i patrzeć na gwiazdy (nawet, gdy za oknem południe i pieje kogut)? Ja bym chciała. Moi chłopcy też chcieli, więc mają – zrobiłam im kosmos w pokoju.

Czego potrzebujecie, by mieć własny kosmos?

Ściana to podstawa. Najlepiej w duecie z sufitem, wiadomo. Bez tego ani rusz. A gdy już macie powierzchnię, na której za parę godzin otworzycie własny kosmiczny portal, to zostają Wam tylko:

  1. Farby (u mnie: 3 odcienie błękitu i czarny – good home z Castoramy)
  2. Pędzle: 2 szersze do malowania ściany, 1 wąski do rozrzucania gwiazd 
  3. Wałek (noooo, powiem Wam, że jednak się przydał, chociaż używałam głównie pędzli)

I już. O folii zabezpieczającej, drabinie i innych takich nie mówię, bo to standardy.

Co musicie wiedzieć

Czy przy tym się chlapie? O taaaaaak, chlapie się cholernie. 

Czy warto? Bardzo, BARDZO warto.

Czy Twój kosmos będzie taki sam jak mój? Nie. I to jest piękne! 

Koniec zachęcania, nadszedł czas oglądania. Tutaj macie film, a pod nim – kilka zdjęć z mojego Insta, na których zdradzam dodatkowo, co zrobić, by w Waszym kosmosie zaświecił księżyc.

Niech stanie się księżyc

To nie tak, że ciągle mi mało, ale jeśli mam kosmos i mogę mieć księżyc, to sami wiecie – nie ma takiej siły, która mnie powstrzyma. Wyszło chyba fajnie, nie?

Mnie się podoba, więc wrzucę jeszcze jedno fotko:

I na koniec jeszcze inna perspektywa:

Mam nadzieję, że Wam również kosmicznie się podobało. To co, zrobicie sobie własny kosmos? 🙂

Zakładam taki scenariusz, że Wasza reakcja była następująca: O! Fajna grzechotka! Czekaj? Marakasy? Jakie marakasy!?

No i coś w tym jest, bo ta egzotyczna nazwa odzwierciedla instrument perkusyjny należący do grupy idiofonów, którego „grzechotkowy” kształt budzi w nas dziecięcy instynkt. Chwyć i graj! Nic prostszego i bardziej satysfakcjonującego zarazem. Ze względu na swoją bezpieczną budowę nadaje się zarówno dla maluszków jak i starszaków (czyli także nas – dorosłych), a jego brzmienie jest, cóż tu wiele mówić, kojące. Bo choć najczęściej marakasy używane są w gorących latynoamerykańskich rytmach, ich pierwotne pochodzenie łączy się z południowo amerykańskimi rytuałami.

To jeden z moich ulubionych instrumentów do grania i wykonania samemu. Ten projekt zajmuje dosłownie 3 minuty! Mając w domu plastikowe łyżeczki (choć mogą rzecz jasna być i metalowe) i puste plastikowe jajko (np. jajko niespodzianka) możemy wyczarować naprawdę trwałe marakasy o różnym brzmieniu.

Jak zrobić marakasy?

Potrzebujemy:

– 2 plastikowe (lub metalowe) łyżki

– plastikowe jajko (np. z jajka niespodzianki lub z kreatywnych zestawów dźwiękowych)

– kolorowe taśmy (ja użyłam washi tape)

– garść kaszy (ja użyłam jaglanej)

 

Krok 1: pudełko rezonansowe

W tym kroku będziemy tworzyć brzmienie instrumentu. Wszystko zależy oczywiście od tego czym wypełnimy jajko.

Krok 2: rączka

Umieść wypełnione jajko w zagłębieniu łyżek i sklej je taśmą. Połączenie trzonków plastikowych łyżek tworzy naprawdę wygodną rączkę.

Krok 3: dekoracja

W kroku drugim mogliśmy użyć taśmy „niechlujnie” ale skutecznie. Teraz użyjmy jej by ozdobić nasz instrument. Im ciekawsze wzory taśm tym ciekawszy efekt końcowy. Ale jeśli decydujecie się na zwykłą, przeźroczystą taśmę to ma to dodatkowy walor – widać tańczące w jajku wypełnienie. Możesz także udekorować marakasy naklejkami, markerami lub farbą.

 

I już! Jeśli mam być szczera to po zrobieniu takich „naszych” ręcznie wykonanych marakasów w wielu kolorach i o różnym brzmieniu, kupno takich prawdziwych traci sens. Tym bardziej, że do środka możecie zrobić ich wiele, wkładając do środka najróżniejsze rzeczy:

  • soczewicę
  • kasze drobne
  • fasolę
  • piasek
  • spinacze
  • itp

Dajcie znać jeśli takie zrobicie 🙂

Dla starszaków (3+) instrument doskonały. Można by stwierdzić, że to już nie zabawa, ale prawdziwy trening aparatu gry. Bo w piszczałkę/harmonijkę, którą Wam tu proponuję można dmuchać „po prostu”, ale można także poprzez nacisk warg regulować szczelinę tego „stroika”, a więc i zmieniać barwę oraz wysokość dźwięku. Kiedy zrobiłam ją po raz pierwszy, uwierzyć nie mogłam, że potrzeba do jej stworzenia tak niewiele.

POTRZEBUJEMY:

  • dwa patyczki lekarskie (opakowanie 100 szt. do kupienia za parę złotych na allegro pod nazwą „patyczki laryngologiczne”, ale przy najbliższej wizycie u lekarza (czego rzecz jasna Wam nie życzę), można także uśmiechnąć się do Pani Doktor
  • dwie gumki recepturki
  • wykałaczka
  • papierek docięty na szerokość i długość patyczka
  • ewentualnie taśma washi lub naklejki do ozdoby wierzchniej części piszczałki

Jeśli macie ochotę swoją harmonijkę to najlepiej zacząć właśnie od tego. Użycie taśmy „washi tape” jest szybkie i efektowne, więc polecam ten sposób bardzo.

Let’s go 🙂

1. Składamy harmonijkę jak kanapkę z serem (którym jest papierek), a końce obwiązujemy gumkami recepturkami.

2. Wykałaczkę przecinamy na pół odcinając także ostre, spiczaste końcówki.

3. Uzyskane w ten sposób dwa krótkie patyczki wsuwamy do środka harmonijki (po tej samej stronie papierka) w połowie jej długości.

4. A na koniec chwytając dwoma palcami obydwa wystające końce patyczków rozsuwamy je w stronę gumek, do końca.

Kto się tym cieszy tak jak ja? 😉

Szybki wpis. Z pomysłem na zabawę i prezent, który można wykonać samemu.

Zbierając już różne macierzyńskie doświadczenia z sytuacji gdy niemowlaki zjadały absolutnie wszystko lub dzieciom skończyło się Play-doh z zestawu (czytaj zostało skrupulatnie „wpracowane” w dywan) i rozpoczęły się jęki (bo już nie ma, a przecież nie skończyli jeszcze!) – doszłam do wniosku, że jednym z moich maminych magicznych sztuczek jest posiadanie przepisu na szybką, prostą, naturalną i bezpieczną ciastolinę, której nie strach niemowlakowi dać. Ale też nie mającego w składzie rzeczy, których nie mam akurat lub raczej nigdy w domu (uwielbiam Pinterestowe przepisy na różnego rodzaju slimy, ciasta, play-doh, piaski itd tylko, przepraszam bardzo, nie wiem kto lubi wykorzystywać/marnować litr kleju, albo 2 szklanki roztworu do soczewek kontaktowych!)

A więc oto i on:

PRZEPIS 

1 szkl. mąki

0,5 szkl. soli

1 szkl. wrzącej wody

1 łyżka oleju

1 łyżka kwasku cytrynowego

barwnik spożywczy w dowolnej formie, trochę farby

Sól, mąkę i kwasek cytrynowy wymieszać, wlać olej i wrzątek, na sam koniec trochę barwnika (u nas proszkowy, do barwienia jajek – pozostałość z Wielkanocy). Szybko wymieszać łyżką i mieszać tak, aż składniki nieco nie przestygną. Masa jest gęsta i z początku trochę lepka, ale szybko zaczyna odklejać się od ścianek miski i mieszanie zaczyna bardziej przypominać ugniatanie łyżką. Na koniec ciepłą kulkę ugniatamy ręką jak ciasto.

Wychodzi jej naprawdę sporo!

A teraz dodatkowa inspiracja.

Pomysły na zabawy

W większości przypadków, robimy ciastolinę razem – co już samo w sobie jest fajnym zajęciem, a następnie oddaję ją dzieciom.

Czasem, w przypływie miłości, pożyczam im także różne moje narzędzia kuchenne: foremki do ciasteczek, sztućce, wałek, praskę do czosnku.

Gdy mam czas z nimi posiedzieć, wyjmuję „wszystko”: koraliki, muszelki, guziki, kamyki, wyciorki, ruchome oczka, zapałki i co mi jeszcze w ręce wpadnie i wbijamy to w ciastolinę. Czasem rozprasowaną – tworząc taki „kolaż”, czasem niekoniecznie.

Pomysł na prezent

Przyszło mi do głowy, że skoro już „rozłożyłam kredens”, to może mogę zrobić też ciastolinę dla znajomych. I tu pojawia się właśnie ta myśl, że jeśli tylko macie w domu jakieś fajne szczelne pojemniczki to zestaw różnych kolorów może być dobrym pomysłem na prezent. Ostatecznie można użyć słoików. Ale ostatecznie 🙂

 

Instrumenty perkusyjne są wspaniałe!
Niesamowicie rozwijają dziecko poprzez doświadczenie tworzenia muzyki. Dzięki nim każdy może muzykować. Nie mówiąc już o tym jakie to przyjemne. Dodatkowo dziecięce wersje profesjonalnych instrumentów są kolorowe i piękne. Sama radość!
Jednym słowem: instrumenty perkusyjne są wspaniałe…
ALE
…drogie.

Podsunę Wam więc kilka pomysłów jak samemu (a najlepiej z dzieckiem) zrobić kilka instrumentów, prawie bez kosztowo, z rzeczy, które na ogół mamy w domu.

Według mnie to rozwiązanie jest nie tylko lepsze bo tańsze, ale głównie dlatego, że radośniejsze – więcej przy nim zabawy z dzieckiem i to uczucie rozpierającej nas (i dzieci) dumy, gdy zrobimy coś zupełnie sami!

Słówko teorii:

Wszelkiego rodzaju bębny to instrumenty muzyczne z grupy membranofonów, potrzeba więc czegoś co posłuży nam jako membrana oraz pudło rezonansowe.

Do dzieła!

POTRZEBUJEMY:

– puste opakowanie po kawie zbożowej lub inne w kształcie tulei
– balonik
– taśmę do przytrzymania balona (ja użyłam izolacyjnej) lub gumkę recepturkę
– coś do ozdoby (ja użyłam taśmy washi, ale mogą być to farby lub naklejki)

Krok 1 – przycinamy balon

i tak powstała nasza membrana

Krok 2 – naciągamy membranę na pudełko (teraz już fachowo: pudło rezonansowe)

Krok 3 – dla pewności membranę „przytrzymujemy” mocno taśmą izolacyjną lub naciągniętą gumką recepturką

Krok 4 – dowolnie ozdabiamy i gotowe!

Wysokość dźwięku naszego bębenka będzie zależeć od naciągnięcia membrany, możecie więc eksplorować to zjawisko i zrobić kilka sztuk wykorzystując różnej średnicy pudełka lub zmieniając stopień naciągnięcia balonika. Sprawdźcie też jakie jest jego brzmienie gdy podczas uderzania bębenek leży na stole, a jakie gdy trzymacie go w ręce. Do gry dobrze posłuży ołówek z gumką.

Zabawa na cały dzień.

Minimum.

Kto zrobił i cieszył się przy tym jak małe dziecko?

 

P.S. Innym razem zrobiliśmy bębenek gdy skończyła nam się Inka. W tym przypadku nasz bębenek miał dźwięczny, metaliczny „poblask” i długie wybrzmienie, a to dzięki temu, że dno pudełka kawy Inka zrobione jest z metalowej blaszki.

 

Często Wam proponuję jakiś „przepis” na instrument sugerując, że stworzycie go z rzeczy znalezionych w domu. Nie wiem czy to tylko ja tak mam, ale nie ma u mnie takiego miesiąca, żeby gdzieś w kuchni nie leżała jakaś opuszczona zakrętka od słoika. Ja naprawdę nie wiem co ja z tymi słoikami robię! Więc jeśli jest ktoś taki jak ja, komu takie zakrętki od słoika się w domu pałętają to uraduje go wieść, że można z nich zrobić coś ekstra! Banjo!

POTRZEBUJEMY:

  • patyczek lekarski
  • zakrętkę od słoika
  • 4 gumki recepturki
  • taśmę typu „duct tape” albo inną mocną taśmę
  • ozdobną taśmę washi tape (do dekoracji patyczka – można również udekorować go inaczej lub nie dekorować wcale)
  • nożyczki

Let’s go:

1. Gumki recepturki przecinamy.

Robimy to po to by zawiązać je na pokrywce uwzględniając fakt, że im bardziej je naciągniemy tym wyższy będzie ich dźwięk.

Na tym etapie możemy nawet te gumkowe struny nastroić odpowiednio je naciągając

2. Odcinamy niepotrzebne fragmenty

3. Rozsuwamy gumki, ustawiając w odpowiedniej pozycji

4. I przyklejamy na nie taśmę, by nie przesuwały się

5. Ozdabiamy patyczek

6. Patyczek przyklejamy do zakrętki

I gramy 🙂

Bardzo proste! Bardzo przyjemne!