Dlaczego dziecko mówi: „Mamo nie śpiewaj, teraz ja!”
Dlaczego dzieci milkną gdy dołączamy do nich w śpiewie? Dlaczego gdy tylko próbuję się dołączyć dziecko mówi do mnie: „Mamo nie śpiewaj, teraz ja śpiewam!”?
Zdarzyło się to mnie samej – 3 latek powiedział do mnie: „Mama, nie śpiewaj”. I kiedy było to w samochodzie po powrocie z przedszkola – miałam dla niego pełne zrozumienie – nie koniecznie musiał mieć ochotę w tej konkretnej chwili wysłuchiwać moich arii. Sprawa dość oczywista. Natomiast gdy sytuacja wyglądała w ten sposób, że on śpiewa (lub gra właśnie na instruemntach) a ja w podskokach się do niego przyłączam, na co on przestaje lub mówi, żebym przestała, to jej już do końca nie rozumiałam. Pytałam go wtedy dlaczego i odpowiadał, że teraz on chce śpiewać (lub grać).
Muzyka jako język
Te sytuacje po raz kolejny przywiodły mi na myśl analogię muzyki do języka. Te analogie często są trafione – bo muzyka to właśnie swego rodzaju język – szczególnie gdy mowa o dzieciach najmłodszych, które nie posługują się jeszcze językiem mówionym. A przecież z językiem jest tak, że czasem dziecko mówi nam coś i nie „życzy sobie” żeby mu przerywać, bo gdzieś w swojej wypowiedzi dąży. Innym razem oczywiście razem z dzieckiem recytujemy jakiś wiersz, albo opowiadamy historię „na przemian” – dodając na zmianę różne fakty – jednym słowem używamy języka w różny sposób.
Z muzyką może być podobnie: czasem służy nam do tego, żeby mieć poczucie wspólnoty i radości, czasem wyrażamy nią coś indywidualnego i niekoniecznie mamy ochotę, żeby nam się ktoś wtrącał. Myślę, że to dotyczy w szczególności małych dzieci, ponieważ muzyka jest ich pierwszym językiem, tym w którym czują się najpewniej i który rozumieją najlepiej – dopiero z upływem lat rolę tę przejmuje język mówiony. Oznacza to więc, że ani nie należy dziecka do niczego zmuszać, ale też nie brać tej „odmowy” do siebie – tak samo jak nie „obrazilibyśmy się” gdyby dziecko powiedziało: „nie mów! ja chcę to opowiedzieć!”. Myślę, że jest czas wspólnego muzykowania i czas indywidualnej muzycznej wypowiedzi.
Muzyka jako czysta ekspresja
Analogia do języka może jednak sugerować, że dziecko nadaje jakiś komunikat do odbiorcy i oczekuje sprzężenia zwrotnego (tzw. Feedback’u). I często tak też jest. Dlatego właśnie tak często zachęcam, by odpowiadać maluchom w języku muzyki. Gdy zobaczymy, że maluch usłyszał muzyczkę, stojąc w swoim łóżeczku przy szczebelkach, huśta się, wygina i wydaje odgłosy, odpowiedzmy mu w języku muzyki ( bo z pewnością w tym języku komunikat został nadany), podśpiewując podobnie do dziecka, zamiast wykrzykiwać: „brawo! Jak pięknie tańczysz!”.
Ale można temat ugryźć także od innej strony. Zabawa muzyczna, plastyczna i ruchowa to niemal cały świat małego dziecka. W zabawie tworzy ono swój własny intymny świat. Zatem warto zdawać sobie sprawę także z tego, że jego ekspresji mogą nie towarzyszyć żadne komunikaty ani oczekiwania. W tym ujęcia nasze „wtrącanie się” jest po prostu bez sensu, bo to tak jakby dziecko rysowało po prostu coś, co nie wymaga dookreślania na kartce, a my mu wjeżdżamy z własnym ołówek i mówimy: „ok, to tutaj dorysujemy nogi, a tu ręce”.
Przy okazji tego rysunkowego porównania polecam książkę „Odkrywanie śladu” Arno Sterna. Do jej recenzji tu na blogu przymierzam się od zeszłego lata i jakoś czasu znaleźć nie mogę, a temat w tym czasie pogłębiłam więc świadomość tego jak jest głęboki i ważny lekko mnie przytłoczyła. Zakończę jednak ten wpis właśnie z tejże książki cytatem i pewną letnią sytuacją:
Siedzę sobie i czytam: „Dziecko nie tworzy dzieła. Bawiące się dziecko tworzy świat – własny, intymny.” W tym czasie Stefan rozsiada się na balkonowych deskach z dwoma przyniesionymi bębenkami. „Zatem to niezwykle ważne, by zdawać sobie z tego sprawę, ponieważ jego ekspresji nie towarzyszą żadne komunikaty ani oczekiwania.” – czytam dalej, a Stefan „naparza” w tle. Cóż za niezwykłe błogosławieństwo móc widzieć „to” na własne oczy i czasami w roli obserwatora pozostać.
Ania bardzo ciekawe spostrzeżenia. Dzięki!
Och, czemu ja dopiero teraz odkryłam ten wpis!?
Od dawna próbuję muzykować z dziećmi, ale na ogół… na swoich zasadach xD Jak zaczynałam śpiewać, to słyszałam „Mamo nie śpiewaj!” (mam jedynie pozwolenie na kołysanki wieczorem przed spaniem, a na śpiewanie lub chociażby nucenie sobie czegoś pod nosem przez dzień – jedynie czasami!), kiedy wyciągałam ukulele i zaczynałam grać jakieś melodie, to mój 2-letni wtedy syn krzyczał „Mama, nie dyń-dyń!” i sam zaczynał grać albo na tym ukulele, albo na czymkolwiek innym, na czym się dało. Ogólnie, dostęp do wszelakich instrumentów mam we własnym domu mocno ograniczany 😉 Tato niby może śpiewać, ale też bywa, że dostaje „szlaban” 😉 W zasadzie wszystkie piosenki, których się nauczyli, to albo od taty, albo z przedszkola lub od kogoś z rodziny, albo z bajek/płyt/itp.
Było to dla mnie przykre i dużo wysiłku wkładałam w to, żeby jednak w jakiś sposób „przemycić” do domu rodzinne muzykowanie, mimo iż moje uczestniczenie w nim nie zawsze jest mile widziane (moje struny głosowe na kilkuletnim już przymusowym urlopie są tak rozstrojone, że sama nie mogę już słuchać tego, jak strasznie fałszuję!!! :'( ). Co ciekawe, jakiś czas temu zauważyłam, że mimo, iż opornie idzie nam to wspólne muzykowanie, to jednak dzieci mimo wszystko lubią słuchać muzyki (przy bardziej rytmicznych melodiach potrafią nawet klaskać do rytmu), tworzyć muzykę, lubią śpiewać (i całkiem dobrze im to wychodzi!), tańczyć (też nie najgorzej, wyczuwając czy jest to szybka, skoczna muzyka, czy raczej wolniejsza i spokojniejsza). Byłam tym bardzo pozytywnie zaskoczona. Teraz już zaczynam rozumieć dlaczego, pomimo braku mojego udziału w muzykowaniu z dziećmi, ta ich muzykalność jednak jest! Nie ograniczałam ich (tylko raczej się obrażałam i myślałam sobie „Jak nie chcecie się bawić ze mną, to bawcie się sami! W nosie Was mam!! 🙁 „) i pozwalałam im do woli wyrażać siebie w języku muzyki 🙂
No cóż, teraz już, po przeczytaniu Twoich przemyśleń na ten temat, wiem, że zgoda na śpiewanie/granie, jest czymś w rodzaju dopuszczenia kogoś do głosu w rozmowie. I że problemem u nas nie jest to, że ja robię coś źle, nie tak i w sposób niestrawny dla małych uszu, tylko po prostu moje dzieci bardzo chcą uczestniczyć w tej muzyce i potrzebują się „wyśpiewać”, zanim dopuszczą mnie do głosu.
Dzięki Aniu! <3
dokładnie tak ♥️