10 najczęstszych pytań o muzykę w życiu dziecka

Chyba na każdy z tych tematów pisałam już całkiem obszernie w różnych wpisach. Ale wiadomo… 😉

Tutaj więc zebrałam 10 najczęściej zadawanych mi pytań na temat umuzykalniania dzieci i odpowiedziałam w takiej pigułce w jakiej tylko umiałam. A kto temat chce rozwinąć niech się czuje zaproszony do poszperania na tym blogu!

1. Czy dziecko potrzebuje muzyki? 

Odwróciłabym lekko to pytanie i sama zadała następujące: czy dziecko potrzebuje języka? Tego chyba nigdy nie poddajemy w wątpliwość, bo jasne jest dla nas, że język pełni funkcję komunikacyjną oraz ekspresyjną. Chcemy, by maluch mógł porozumieć się z innymi i czerpać przyjemność z budowania relacji jaka z tego wypływa. Chcemy również, by dziecko mogło wyrazić siebie: to co czuje, myśli, kim jest. Zapominamy jednak, że z muzyka jest językiem. Powiedziałabym nawet, że jest pierwszym językiem dziecka. Jeszcze na długo zanim wypowie ono pierwsze zdania, komunikuje i wyraża się melodią, rytmem, pulsem, pauzami – tym wszystkim co buduje potem jego język ojczysty, ale zanim przybierze tę formę jest po prostu muzyką. Jest to jeden z najbardziej przekonujących mnie osobiście argumentów: każde dziecko rodzi się z „talentem” muzycznym, choćby po to, by nauczyć się mówić. 

2. Jak muzyka wpływa na rozwój dziecka? 

Obszary wpływu muzyki na rozwój można by wyliczać godzinami. Dotyczą one: stymulowania pamięci, IQ oraz inteligencji emocjonalnej, rozwiązywania problemów, wspomagania nauki przedmiotów ścisłych, języków, umiejętności czytania ze zrozumieniem, rozładowywania napięć, rozwoju umiejętności społecznych. Muzyka wpływa na dziecko w sposób niesamowicie holistyczny, ponieważ oprócz stymulowania mózgu, wyobraźni czy kompetencji społecznych jest nierozerwalnie związana także z rozwojem ruchowym. Muzykowanie – czyli aktywne tworzenie muzyki jest czynnością absolutnie wyjątkową stymulującą obie półkule mózgowe równocześnie. 

dlaczego dziecko w kółko chce słuchać tej samej piosenki?

3. Jak zaszczepić w dziecku miłość do muzyki? 

Znów nieco odwróciłabym perspektywę, bo prawdziwe pytanie to jak tej miłości w dziecku, które przychodzi na świat nie zabić! Miłości do muzyki nie trzeba dziecku wpajać. W okresie sensytywnym na muzykę czyli do ok. 4 roku życia (gdzie najważniejsze jest pierwsze 12 miesięcy!) całe ciało dziecka pragnie muzykować i potrzebuje tego. Ważne jest, by mu to umożliwić, a że dziecko wszystkiego uczy się poprzez naśladowanie swoich autorytetów (którymi w tym okresie są rodzice lub opiekunowie) to jedyne o co należy zadbać to, by maluch miał okazję do obserwowania muzykującego dorosłego, by następnie mógł go naśladować. Dokładnie tak samo jak to się dzieje z nauką chodzenia, mówienia czy jedzenia, bo w swojej istocie muzykowanie jest tak samo naturalną umiejętnością. 

4. Jaka muzyka najlepsza jest na początek, proste piosenki czy klasyka? 

Tutaj warto pomyśleć o muzyce jak o jedzeniu. Wyobraźmy sobie, że jedyna potrawa jaką serwujemy dziecku to hamburger. Hamburger na śniadanie, hamburger na obiad i kolację. Nie jest to zbilansowana dieta, którą rodzic z przekonaniem zastosuje u malucha.
Analogicznie – niestety – większość tzw. „muzyki dziecięcej” skomponowana jest w metrum dwudzielnym ( czyli „um-pa-um-pa”) i tonacji durowej (czyli tej „wesołej do-re-mi-fa-sol-la-si-do”). Większość piosenek, które kategoryzujemy jako „dziecięce”, brzmią po prostu tak samo!
Kiedy tworzyłam Pomelody chodziło mi właśnie o to, by w jednym miejscu znajdował się zbiór piosenek, które sprawią dziecku radość, ale nie będą dziecięce – jeśli pod tą nazwą kryje się to, że wszystko może być tandetne i „na jedno kopyto”. I nie chodzi tu tylko o melodię i rytm. Muzyka Pomelody zrywa z tradycyjnym podejściem do utworów dziecięcych, ale są pisane „jak dla dorosłego”. Albumy zostały zaprojektowane w taki sposób my maksymalnie stymulować rozwój wyobraźni, zmysłów i wrażliwości dziecka poprzez zróżnicowanie tonalne, rytmiczne, stylistyczne oraz szeroką gamę barw, form, instrumentariów. Jednocześnie wiedząc, że dziecko uczy się poprzez naśladowanie swoich autorytetów, muzyka ta jest stworzona w taki sposób, by sprawiała przyjemność w odbiorze również rodzicowi.
Różnorodne doświadczenia muzyczne tworzą więcej połączeń nerwowych w mózgu, kształtują zmysł estetyczny dziecka i zapewniają mu wszystkie „muzyczne składniki odżywcze” do tego, by mogło zdrowo się rozwijać. 

5. Co to znaczy wartościowa muzyka? 

Gdy piosenki są w różnych stylach i aranżacjach, czerpią z wielu kultur muzycznych, naturalnie wnosi to bogactwo w warstwie melodycznej (różnorodność skal i tonacji) rytmicznej (różne metra i rytmy) i instrumentalnej (różnorodne instrumentarium). Przeciwieństwem bogatego muzycznie środowiska będzie więc muzyka, która: zawsze brzmi tak samo, jest uboga brzmieniowo, jest prymitywna w formie, jest tylko wesoła, jest tylko „na dwa” 

A taka niestety otacza nasze dzieci w znakomitej większości. Atakuje maluchy z radia, telewizji, bajek, plastikowych zabawek, YouTuba. Często będąc jeszcze okraszona jakąś fatalną animacją….
Należy więc wybierać muzykę zróżnicowaną, ale warto też pamiętać o tym, że rodzic jest autorytetem dziecka – również muzycznym! A więc to od modeluje zachowania w stosunku do muzyki. Nie chodzi o to, by puszczać dziecku Mozarta, gdy samemu się go nie trawi. Dziecko w mig zdemaskuje tę hipokryzję. 

6. Co jest ważniejsze: słuchanie muzyki czy gra na instrumentach? 

Słuchanie wartościowej muzyki to wspaniała czynność wpływająca na nastrój i stymulująca mózg, ale magia i prawdziwy rozwojowy potencjał zaczyna się wtedy, gdy tworzymy muzykę, a nie tylko biernie jej słuchamy. 

7. Co jeżeli rodzic nie umie śpiewać ani grać na żadnym instrumencie? 

Dziecko talent muzyczny ma w sobie. Choć znacznie bardziej wolę posługiwać się słowem „potencjał”, jako że słowo „talent” już samo w sobie sugeruje, że jest rzadkością i przytrafia się nielicznym. Rodzic właściwie tylko zapewnia odpowiednie warunki do tego by dziecko mogło się swobodnie rozwijać, by chciało śpiewać i tańczyć dlatego, że rodzic pokazał mu, że jest to tak naturalne jak mówienie czy chodzenie. I ostatecznie maluch prędzej nauczy się czysto śpiewać naśladując fałszującego rodzica niż jeśliby w ogóle tego przykładu idącego z góry nie miał. 

8. Czy trzeba chodzić na zajęcia umuzykalniające? 

Zajęcia umuzykalniające to bardzo fajny sposób spędzania z dzieckiem radosnego, wypełnionego muzyką czasu. Ale nie zastąpią one naturalnego rozwoju muzycznego, który odbywa się w relacji dziecko-rodzic cały czas. Dokładnie tak jak maluch musi być zanurzony w języku w sposób ciągły – nie chodzimy przecież raz w tygodniu z niemowlęciem na zajęcia języka polskiego, tak samo muzykowanie musi stać się naturalnym elementem życia. Zajęcia umuzykalniające są więc po to, by dać rodzicowi narzędzia: piosenki, inspiracje, pomysły na muzyczne zabawy, które rodzic będzie stosować w kontekście życia codziennego. Dobre zajęcia umuzykalniające to takie, po których rodzic wyjdzie zachęcony, zainspirowany i wyposażony w gotowe rozwiązanie by ten radosny stan swobodnego muzykowania trwał w domu.

9. Co jeśli dziecko odziedziczyło po rodzicach brak słuchu muzycznego? 

Był taki czas, gdy całą odpowiedzialność zrzucało się na geny, jednak teraz coraz więcej mówi się o ogromnej roli środowiska i wychowania. Porównałabym to do nasionka potencjału muzycznego. Każde dziecko rodzi się z takim nasionkiem – niektóre są malutkie, inne całkiem sporych rozmiarów – i to jest ten element, który rzeczywiście zależy od genów. Ale nasionko zostaje posadzone w ziemi i od tej pory liczy się już tylko bogate środowisko czyli odpowiednia gleba, ilość światła i wody i pewnie wiele innych rzeczy, których nie pamiętam z biologi. Chodzi jednak o to, że nawet bardzo wielkie nasiono przy nieodpowiednim środowisku nie będzie rozwijać swojego pełnego potencjału. A jednocześnie bardzo mały potencjał muzyczny może zostać rozwinięty w kochającego muzykę dorosłego, który czysto śpiewa i rytmicznie się porusza, a przede wszystkim świetnie się przy tym bawi. 

10. Jak nie wychować dziecka na fana disco-polo? 

Wróćmy do analogii do diety. Gdyby dać dziecku wybór prawdopodobnie codziennie chciałoby jeść tylko słodycze czy rzeczone hamburgery. Ale na początku to my decydujemy o tym co jest dla dziecka właściwe. Nie przyprawiamy pierwszych dań, które podajemy maluchowi rozszerzając dietę bowiem chcemy, by jego kubki smakowe „pracowały” rozpoznając i uwrażliwiając się na różne smaki. I tak właśnie się dzieje – maluch przeżywa każdy nowy „odcień smaku”. Jeśli jednak zaczniemy wszystko solić i wzmacniać bardzo szybko okaże się, że właściwie nic niedoprawionego do granic możliwości już mu nie smakuje – ale przyzwyczajony jest do prostego, intensywnego pobudzenia. Niestety dziecięce piosenki typu disco-polo jest dokładnie takim przesolonym posiłkiem, od którego uzależniamy się bardzo szybko, który zaspokaja nas szybko, ale tylko na chwilę i nawet nie orientujemy się kiedy – przytłumia nasze zmysły, a co najgorsze zmysły maluszków, które właśnie są na etapie rozwoju, kształtowania, poszukiwań i odkryć. Kluczem do sukcesu jest więc unikanie „muzycznego fast-food’u”. Nie ma oczywiście co się nadmiernie tematem stresować, ale na pewno warto skupić się na tym, by muzyka jaka otacza dziecko na codzień była po prostu bogata i wartościowa. Wtedy nawet ten muzyczny hamburger raz na jakiś czas nie zaszkodzi.