O tym, jak rodzice nieświadomie tłumią zdolności muzyczne dziecka

Wyobraźmy sobie, że traktujemy rozwój językowy dzieci w dokładnie taki sam sposób jak traktujemy ich rozwój muzyczny. Rodzi się dziecko, ale nie mówimy do niego ani słowa. Część rodziców wyszłaby z założenia, że przecież słyszy radio w samochodzie czy odgłosy dochodzące z telewizora, więc jest otoczone językiem. Z resztą kiedyś pójdzie do przedszkola, a tam będą jakieś zajęcia z języka polskiego i się nauczy. Może ci ambitniejsi z rodziców raz w tygodniu zabieraliby maluchy na jakieś prywatne zajęcia języka polskiego, spodziewając się, że tam właśnie przez te 45 minut tygodniowo pani prowadząca – ekspert od mówienia będzie mówić do dzieci we właściwy sposób. Albo ograniczyliby się jedynie do puszczania dzieciom audiobooków – ale tylko poradników z zakresu uprawy warzyw. Jedni mieliby obawy przed mówieniem do dziecka z powody braku wyższego wykształcenia polonistycznego. Inni nie widzieliby żadnej potrzeby mówienia do dzieci i w ogóle sensu uczenia ich języka, bo da się bez tego żyć.

Aż przyszedłby ktoś i powiedział: Ale Ludzie! Te dzieci mają PRAWO posługiwać się językiem, wyrażać to co myślą, komunikować z innymi w sposób pełny i swobodny. I teraz, gdy okazało się że używanie języka jest jednak fajne i przydatne, ale te dzieciaki mają 8 czy 10 lat jest im okropnie trudno przyswoić coś co jako niemowlęta wchłonęłyby jak gąbka: gaworząc w wieku kilku miesięcy, nazywając otaczające je przedmioty w wieku półtora roku i tworząc całe zdania będąc dwulatkami.

Więc w pocie czoła te „duże dzieci” starałyby się nadrobić stracone lata, połowa pewnie zniechęciłaby się po drodze, pozostała część osiągnęła jakiś poziom odkrywając jednak takie sfery, których już nigdy nie nadrobią choćby poprzez nieprzystosowany aparat mowy.

Tak skończyłaby się ta smutna historia. I tak dokładnie dzieje się z rozwojem muzycznym dzieci i niemowląt. Przeczytajcie tekst jeszcze raz wstawiając słowa „muzykowanie/taniec/śpiew/granie na instrumentach” w miejsce „mówienia”.

Na przykładzie rozwoju językowego właśnie oraz programu Pomelody przyjrzyjmy się więc jak powinno to wyglądać

Krok 1

Brak oczekiwań / realne oczekiwania – Zarówno od dzieci jak i od siebie samych

Język:

Każda najmniejsze próba gaworzenia przez malucha sprawia nam radość. Gdy dziecko przekręca swoje pierwsze słowo istnieje większe prawdopodobieństwo, że wszyscy w rodzinie przyjmą je do swojego języka, niż że je poprawią. Rozmawiamy z dziećmi na poruszone przez nie w prostym i często błędnym zdaniu tematy i do głowy nam nie przyjdzie powiedzieć – najpierw naucz się mówić poprawnie top potem pogadamy. Nie oczekujemy od 10-cio miesięcznego malca pełnych zdań. Nasze oczekiwania oparte są na realnych możliwościach rozwoju językowego i na naszej wiedzy o tym jak ten rozwój przebiega. Tak naprawdę przez pierwszy rok życia dziecka nie słyszymy żadnego poprawnego zdania! A jednak nie zniechęcamy się i wciąż do niego mówimy.

Nie mamy także  zbyt wygórowanych oczekiwań od siebie: nikt nie kończy studiów polonistycznych, by dobrze nauczyć dziecko mówić.

Muzyka:

Tak samo sprawa ma się z rozwojem muzycznym. On także składa się z fazy „muzycznego gaworzenia”. Tak samo potrzebuje swobody, czasu i ciągłego kontaktu z muzykującym rodzicem – nawet jeśli ma się za niewykwalifikowanego do tego zadania czy wręcz „głuchego”. Jeśli „nauczyliście” swoje dzieci jeść, chodzić i mówić to oznacza, że macie wszelkie kompetencje do tego, by „nauczyć” ich także śpiewać i tańczyć, a to dlatego, że dzieci mają ten potencjał w sobie. Potrzebują tylko przykładu, który będą mogły naśladować. I dokładnie tak jak nie musisz fizjoterapeutą czy ortopedą by nauczyć dziecko prawidłowo chodzić, tak samo też nie musisz być muzykiem po Akademi Muzycznej, by Twoje dziecko śpiewało czysto i poruszało się rytmicznie. I czerpało z tego radość.

Pomelody:

W ramach kursu Pomelody rodzic/nauczyciel ma dostęp do animowanych wykładów (animated lectures), które w prosty sposób tłumaczą jak wygląda rozwój muzyczny dziecka, jak go wspierać i czego można się spodziewać.

Krok 2

Bogaty zasób słów

Język: 

Nie tak jak w strasznej wizji którą wysnułam na początku tekstu, zupełnie intuicyjnie pragniemy stworzyć dziecku możliwie najbogatsze środowisko językowe. Wybieramy książeczki o różnej tematyce, formie, narracji. Mówimy używając zróżnicowanego słownictwa nawet mają świadomość, że tych słów dziecko jeszcze nie rozumie. I do głowy by nam nie przyszło mówić tylko: baba, ciuciu, papa.

Muzyka:

Niestety odpowiednikiem tych prostych sylabicznych wyrazów jest tzw. muzyka dziecięca na którą często decydujemy się właśnie dlatego, że jest dziecięca. Aby jednak rozwój muzyczny dziecka zachodził prawidłowo środowisko muzyczne musi być możliwie najbogatsze. Co to znaczy? Zróżnicowanie tonalne, rytmiczne, stylistyczne oraz szeroką gamę barw, form, instrumentariów – czyli niestety coś zupełnie przeciwnego do większości „muzyki dziecięcej” dostępnej na rynku. Najlepiej też decydować się na muzykę stworzoną w taki sposób, by po prostu! sprawiała przyjemność w odbiorze również (a może przede wszystkim) rodzicowi/opiekunowi.

Pomelody:

Muzyka w ramach aplikacji Pomelody jest nie tylko świeża, ale również maksymalnie zróżnicowana. Każdy album to jakby zestaw ok. dwudziestu płyt z muzyką w różnych stylach. Piosenki skomponowane są tak by dziecko osłuchiwało się z różnymi skalami, metrami, instrumentami, ale  przede wszystkim tak (biorąc pod uwagę to, że to rodzic jest muzycznym autorytetem dziecka) by sprawiały przyjemność także rodzicom!

Krok 3

Rozmowa – komunikacja

Język:

Chcemy, by nasze dzieci znały język po to by móc się z nami komunikować! Nie interesuje nas jedynie nauczenie ich zbioru wierszy, które mogłyby przez całe życie recytować. Język jest żywy i chcemy, by dzieci mogły posługiwać się nim, aby wyrazić swoje myśli i używać go w życiu codziennym

Muzyka:

Muzyka nosi wiele cech języka i używanie jej do komunikowania się jest jedną z nich. Nasze dzieci mają potencjał, by wyrażać się głosem i ciałem, ale tak jak w przepadku języka potrzebują praktyki. Sprowadza się ona do muzycznych zabaw z wykorzystaniem ruchu ciała, śpiewu, improwizacji, gry na instrumentach w bardzo prostych i wesołych formach. Piosenka, którą znacie („Koła autobusu kręcą się?”) może być zarówno wyklaskana, wyśpiewana na wymyślonych sylabach, możesz podrzucać do niej rytmicznie dziecko na kolanach, zaśpiewać ją w samochodzie, tańczyć do niej lub pozwolić dziecku grać do niej na garnkach.

Pomelody:

Zestaw zajęć on-line (Pomelody Classes) inspiruje rodzica do aktywności jakie wykonywać można z maluchami i starszymi dziećmi. Możesz wykonywać je razem z dziećmi przed telewizorem (niczym ćwiczenia z Chodakowską) jak i wykorzystać jako materiał, który zainspiruje Cię do samodzielnego wprowadzania przedstawionych aktywności w trakcie dnia.

Krok 4

Żywy język

Język:

Języka używamy w kontekście – pytamy, kiedy chcemy czegoś się dowiedzieć, opowiadamy, gdy chcemy podzielić się czymś, a przy tym stosujemy jego różne formy łącząc strukturę werbalną z inną formą wyrazu. Dodajemy gestykulację, intonację, odgłosy, łączymy go z obrazem.

Muzyka:

Muzyka jest także materią, który przybiera różne formy i służy różnym celom. Inna jest muzyka użytkowa, inna artystyczna. Inna jest muzyka w relacji ze słowem. Ciekawą formę tworzy muzyka i obraz.

Pomelody:

Program Pomelody zawiera tak osobliwe formy muzyczne jak słuchowiska (audio stories) oddające charakter muzyki i wyrabiające gust dziecka poprzez obcowanie z różnorodnością.

W ramach podsumowania zapraszam Was na filmik w którym opowiadam o tym jak w praktyce: śpiewać, tańczyć i grać z dzieckiem.

Podstawą jest dom przepełniony muzyką. A najpiękniejsze jest w tym wszystkim to, że każdy z Was, rodziców,  może taki przepełniony muzyką dom również stworzyć. Nie trzeba grać na fortepianie, skrzypcach, czy flecie, wystarczy instrument, który mamy zawsze przy sobie – nasze ciało, potrafiące, śpiewać, wydawać, różne dźwięki, klaskać, tupać. A jeśli w ręce wpadnie nam jeszcze bębenek, marakasy czy sztućce kuchenne, to już właściwie niczym nie różnimy się od rodziców Fryderyka Chopina.

Czy chcę powiedzieć, że Chopin nie byłby geniuszem, gdyby rodzice nie muzykowali z nim w domu – nie wiadomo. Pewne jest jednak, że to właśnie rodzic jest największym autorytetem dziecka; nie Pani od muzyki. To muzykującego rodzica dziecko pragnie naśladować. Tak samo jak naśladuje go, by uczyć się chodzić czy mówić.

Rodzice pełnią najważniejszą rolę we wczesnej edukacji muzycznej dzieci!  I co ciekawe, wcale nie muszą sami posiadać edukacji muzycznej żeby osiągnąć sukces w rozwijaniu tych umiejętności u swoich dzieci.
Badania przeprowadzone przez Lindę Kelley i Briana Sutton-Smith pokazały, że kluczową rolę pełni zapewnianie środowiska muzycznego w domu, w którym wychowują się dzieci. Przeprowadzono badania w 3 grupach – z udziałem rodziców, którzy byli profesjonalnymi muzykami, rodziców którzy włączali w życie rodzinne aktywności muzyczne pomimo, że sami nie byli muzykami oraz rodzice, którzy w żadnym stopniu nie byli zorientowani na muzykę. W wyniku tych badań zaobserwowano podobny poziom rozwoju umiejętności muzycznych w dwóch pierwszych grupach oraz przepaść pomiędzy dziećmi z trzeciej grupy. Co więcej, zauważono również, że rodzice którzy praktykowali wspólne aktywności muzyczne ze swoimi dziećmi cieszyli się lepszą relacją z nimi. Tak więc wspólne, rodzinne muzykowanie przyczynia się nie tylko do rozwoju naszych pociech, ale też wspiera spędzanie wartościowego czasu z najbliższymi

Muzykujmy z dziećmi! Nawet kiedy myślimy, że jesteśmy w tym fatalni! Bo całe ciało dziecka “chce” chodzić/śpiewać/tańczyć/mówić i potrzebuje tego; kluczowym wymogiem jest jednak, by miało wzór do naśladowania, żeby widziało, jak chodzi/śpiewa/tańczy osoba, którą chce naśladować, która jest jego autorytetem – kochająca i opiekująca się nim.

Proste? Bardzo proste 🙂

Na blogu znajdziecie też wiele inspiracji dotyczącej wartościowej muzyki i animacji do znalezienia na YouTube czy Vimeo.

P.S.

Z wykształcenia i zawodu jestem kompozytorką. Jako, że skończyłam także rytmikę przez wiele lat pracowałam w szkołach (także baletowych i muzycznych) i przedszkolach jako nauczyciel. I nie mogłam w sobie pomieścić dwóch rzeczy: wiedzy o wrodzonych predyspozycjach dzieci do być muzykalnymi i obrazu dzieci jaki znałam. Takich od przedszkola wzwyż. Kiedy więc dokopałam się do pojęcia okresu sensytywnego – czyli tego czasu gdy organizm jest szczególnie nastawiony na rozwój danej funkcji – i zrozumiałam, że ten muzyczny rozwój odbywa się tak naprawdę jeszcze zanim dzieci do przedszkola (a więc w moje ręce 😉 ) w ogóle trafią, powoli zaczęło mi się wszystko łączyć. Moje wykształcenie, usposobienie, zainteresowania, mąż wizjoner, fakt, że zostałam „w międzyczasie” mamą dwójki, ludzie których spotkałam, którzy postanowili w naszą wizję zainwestować czas, pieniądze, energię, emocje i stali się jej współautorami, rodzina i przyjaciele, którzy wspierali nas do utraty tchu.

I tak powstało Pomelody.